Każdy wie o tym, że małe dzieci należy strzec jak oka w głowie. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, na jakie pomysły mogą wpaść maluchy. Część z nich może się skończyć tragedią. Przekonała się o tym pewna matka z Jarosławia. Jej kilkuletni syn wyszedł z placu zabaw i sam powędrował do sklepu. Dziecko nie umiało wskazać gdzie mieszka. W sprawie interweniowała policja.
Zainteresował Cię ten artykuł? Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
W czwartek, 11 maja w Jarosławiu w województwie podkarpackim miała miejsce nietypowa sytuacja, o której poinformowali podkarpaccy funkcjonariusze. Przed godziną 13 pracownica jednego z miejscowych marketów zgłosiła, że po sklepie błąka się samotny czterolatek. Chłopiec wszedł do środka razem z grupą nastolatków, jednak ci twierdzili, że go nie znają. Nie zauważyli, gdy dziecko dołączyło się do nich w drodze do sklepu. Pracownica zaopiekowała się malcem i zapytała o jego dane. Czterolatek podał, jak się nazywa, jednak nie znał swojego adresu. Na szczęście policjanci, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia, szybko odnaleźli jego rodzinę.
Okazało się, że przed wyprawą do sklepu chłopiec bawił się na pobliskim placu zabaw. Wskazał to miejsce policjantom, którzy ustalili również, że rodzice dziecka nie mają stałego miejsca zameldowania. Dzielnicowi uzyskali jeszcze inne dodatkowe informacje, wykonali kilka rozmów telefonicznych i na tej podstawie udało im się dotrzeć do adresu czterolatka. Na miejscu zastali jego matkę. Kobieta wytłumaczyła, że chłopiec sam bawił się na placu zabaw, a ona obserwowała go z okna. Gdy zorientowała się, że zniknął, na poszukiwania wysłała jego starszego brata. Matka wyjaśniła, że samotnie opiekuje się piątką dzieci. Policjanci przekazali jej czterolatka i wciąż wyjaśniają okoliczności tej sprawy. Choć dziecku nic się nie stało, warto mieć na uwadze to, że ta historia mogła skończyć się tragicznie.
Może Cię też zainteresować:
- Mieszkańcy Parczewa przesiadują przy drzewie. Powód co najmniej zaskakuje. "Wierzę, że to objawienie"
- Jej bagaż podręczny na lotnisku okazał się za duży. Dzięki kreatywności sprytnie "oszukała" personel
- Leśnicy dostrzegli zwierzę, które mało kto chciałby spotkać. "Oj, widziałam, kręcą się przy ziemi"