We wrześniu Ministerstwo Rozwoju i Technologii opublikowało dane po dwóch miesiącach funkcjonowania Programu Pierwsze Mieszkanie. Okazuje się, że do końca sierpnia zainteresowanych kredytem były aż 42 tysiące osób. Skutki tego są bolesne. Na rynku mieszkań pojawiły się licytacje o nieruchomości i całkowicie nowe zasady, które ustalają właściciele.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Nie ma wątpliwości, że państwowy program ożywił rynek nieruchomości w Polsce. Zainteresowanych kupnem mieszkania w ostatnim czasie znacznie przybyło, przez co sprzedający mają dużo większe pole do popisu. Pokazują to poszczególne historie ludzi, którzy starali się zdobyć nieruchomość. W rozmowie z serwisem WP o swojej sytuacji opowiedział Pan Łukasz, który oglądał jedno z mieszkań w starej kamienicy obok Hali Targowej w Krakowie. Lokal pozostawiał wiele do życzenia i wymagał niemalże generalnego remontu.
Było okropne. W całym pomieszczeniu unosił się zapach zgnilizny. Fetor taki, jakby ktoś dopiero tam zmarł. Dwa pokoje do generalnego remontu
- powiedział w rozmowie z redakcją. Stan mieszkania nie odstraszył ludzi, ponieważ chętnych było wielu, a właściciel zorganizował coś w styli kastingu. Dopytywał, czy wśród nich jest ktoś, kto będzie w stanie kupić mieszkanie bez kredytu i zapłacić gotówką. Co więcej, cena mieszkania to 620 tysięcy złotych, jednak z powodu liczby osób zainteresowanych, sprzedający zdecydował się na licytację. Każdy chętny miał napisać, jaką maksymalną cenę jest w stanie zapłacić. Następnie wziął od nich numer telefonu, aby informować o aktualnej stawce. Jak przekazuje Pan Łukasz, w ciągu pięć dni cena wzrosła do kwoty 675 tysięcy złotych, czyli o dokładnie 55 tysięcy złotych.
Podobna sytuacja spotkała Panią Monikę, która zdążyła wpłacić zadatek za mieszkanie i rozpocząć procedurę kredytową. Po miesiącu właścicielka nieruchomości wycofała się z umowy i stwierdziła, że odda im dwukrotność zadatku. Powód? Po trzech dniach oferta z mieszkaniem powróciła, jednak tym razem cena była wyższa o 80 tysięcy złotych. Zdaniem Piotra Krochmala - analityka i doradcy finansowego z Krakowa - takich sytuacji będzie coraz więcej, ponieważ sprzedający widzą, co dzieje się na rynku i mogą wykorzystywać to na swoją korzyść. W jego opinii, przy dzisiejszym popycie problemem jest również niewystarczająca liczba mieszkań. To właśnie dlatego rynek nie jest w stanie zaspokoić potrzeb wszystkich tych, którzy chcieliby kupić nieruchomość. Skutkiem tego są wysokie ceny oraz "walka" o mieszkanie.
Te wzrosty obserwujemy od drugiego kwartału tego roku, kiedy na rynek weszli ci, którzy obawiali się skoku cen. Wiedzieli, że nie zostaną objęci kryteriami programu i wyczyścili ten rynek najlepszych ofert. Program "Bezpieczny Kredyt" zdemolował rynek
- tłumaczy w rozmowie z serwisem Wirtualna Polska. Osób, które chcą wziąć kredyt, jest coraz więcej, a banki nie nadążają z ich obsługą, przez co okres rozpatrywania wniosków się wydłuża. To prawdziwa walka z czasem, a obecny rynek nieruchomości przypomina dżunglę.
Pośrednicy kredytowi mówią, że czegoś takiego jeszcze nie było. Ludzie przychodzą i płaczą
- dodaje Piotr Krochmal. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie ma na co czekać, ponieważ ceny w najbliższym czasie nie spadną, lecz będą tylko rosły. Na ten moment są już średnio o osiem proc. wyższe niż na początku roku.