Każdy pracodawca jest zobowiązany do płacenia swoim pracownikom wynagrodzenia. Oprócz tego może stosować różne premie i nagrody. Część z nich regulują przepisy ogólnokrajowe (np. dodatek za nadgodziny czy za pracę w porze nocnej), inne wynikają z wewnętrznych regulaminów. Premia frekwencyjna - znana również jako premia absencyjna - należy do tej drugiej grupy. Ma ona na celu motywowanie pracowników, ale nie wszyscy postrzegają jej stosowanie w ten sposób.
Premia frekwencyjna to nieobowiązkowy dodatek wypłacany pracownikom, którzy w danym miesiącu byli w pełni dyspozycyjni, czyli nie korzystali ze zwolnień lekarskich (L4) ani urlopów na żądanie. Jak wyjaśnia "Rzeczpospolita", najczęściej można się z nią spotkać w dużych zakładach pracy, głównie w sieciach handlowych i firmach logistycznych. Jej wysokość może być różna i zazwyczaj mieści się w przedziale od 400 do 600 złotych. Czasami kwota ta jest proporcjonalnie zmniejszana w zależności od liczby opuszczonych dni. Co ważne, dokładne zasady przyznawania premii absencyjnej muszą zostać wyraźnie określone w wewnętrznym regulaminie i być takie same dla wszystkich pracowników. Czemu zatem wiele osób postrzega ją jako niesprawiedliwą?
Zobacz też: Czy na zwolnieniu lekarskim można wyjechać do rodziny? Wyjaśniamy, za co ZUS zabierze ci L4
Premię frekwencyjną wypłaca się w ramach systemu motywacyjnego i nie jest to sprzeczne z obowiązującymi przepisami. Należy jednak zauważyć, że zależy ona od czegoś, co nie zawsze zależy od pracownika. Może zatem stanowić formę dyskryminacji. Niektórzy postrzegają brak takiej premii jako karę za korzystanie z praw, które w końcu przysługują pracownikowi. Często poruszaną kwestią jest również to, że taki system wynagradzania "zachęca" do przychodzenia do pracy w trakcie choroby, by nie stracić premii. Problem ten podkreśla m.in. szefowa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Premie za brak chorowania, w mojej ocenie, nie powinny mieć miejsca
- mówiła ministerka w rozmowie z portalem Wyborcza.biz w lutym 2024 roku. Warto przypomnieć, że resort pracuje obecnie nad zmianą przepisów, która objęłaby m.in. przeniesienie obowiązku płacenia wynagrodzenia chorobowego z pracodawcy na Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Z drugiej strony pracodawcy twierdzą, że premie frekwencyjne mają przede wszystkim eliminować problem "lewych" zwolnień lekarskich, które są zjawiskiem nasilającym się w Polsce. "Dziennik Gazeta Prawna" podaje, że tylko w 2024 roku ZUS wstrzymał wypłaty zasiłków chorobowych w związku z nieprawidłowym korzystaniem z L4 na kwotę niemal 640 tysięcy złotych. Stanowi to ponad dwukrotność sumy z 2020 roku.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.