• Link został skopiowany

Rajska wyspa o diabelskiej reputacji. Przez wieki nazywano ją wyspą wampirów

Białe domki Santorini, lazurowe kopuły kościółków i widoki zapierające dech w piersiach - taką wyspę znamy z pocztówek. Mało kto jednak wie, że ten rajski zakątek Grecji niegdyś budził grozę jako "wyspa wampirów". Przez stulecia krążyły tu mroczne opowieści o nieumarłych istotach, a żeglarze drżeli na myśl o zacumowaniu przy jej brzegach. Skąd wzięła się niezwykła legenda Santorini?
Santorini
Fot. Pexels / Diego F. Parra

Dzisiejsze Santorini kojarzy się z luksusowymi wakacjami i romantycznymi zachodami słońca, jednak kilka wieków temu uchodziło za miejsce przesiąknięte siarką i złem. Siedemnastowieczni podróżnicy z Zachodu nazywali je wręcz "wyspą demoniczną". Wulkaniczny krajobraz, buchające fumarole i zapach siarki unoszący się nad kalderą tylko utwierdzały przybyszów w przekonaniu, że Santorini to ziemia nieczysta, dotknięta "piekielnymi" mocami. W takich okolicznościach narodziła się legenda, jakoby była to najbardziej nawiedzona przez wampiry wyspa świata - miejsce, w którym aż roi się od upiorów i strachów.

Zobacz wideo Wampiry z Nowego Jorku wracają. "Co robimy w ukryciu" - ZWIASTUN

Santorini skrywa mroczny sekret. Tak opisywali ją dawni podróżnicy

Już w XVII-XVIII wieku europejscy kronikarze opisywali relacje Greków o żywych trupach na Santorini, a wieść o "wyspie wampirów" niosła się po świecie. To właśnie na Santorini - lokalnie zwanym wtedy Thera lub "Święta Irena" - odnotowano wiele opowieści o krwiożerczych istotach. Podróżnicy tacy jak francuski uczony Paul Lucas (w 1705 r.) czy brytyjski duchowny Montague Summers (na początku XX w.) spopularyzowali te opowieści w Europie. W rezultacie w okresie tzw. "gorączki wampirów" przypisywano całemu regionowi Bałkanów i Grecji łatkę ostoi takich przesądów, a południowo-wschodnia Europa jawiła się Zachodowi jako kraina upiorów.

Vrykolakas, czyli grecki wampir. Czym różnił się od krwawych legend Transylwanii?

Grecki wampir znacząco różni się od popkulturowego Drakuli. Nazywano go vrykolakas i wyobrażano sobie raczej jako opętanego trupa niż arystokratycznego krwiopijcę. Według dawnych wierzeń vrykolakas powstawał, gdy demony wstępowały w ciało zmarłego, sprawiając iluzję, że ten powrócił do życia. Co ciekawe, przemienić się w takiego upiora można było na wiele sposobów - i to wcale nie przez ugryzienie wampira, jak w filmach. Wystarczyło umrzeć bez ostatniego namaszczenia albo zostać pochowanym bez należytych obrzędów, by ryzykować, że dusza nie zazna spokoju. Jeśli nieboszczyk za życia był wielkim grzesznikiem lub - o zgrozo - nad jego ciałem przed pogrzebem przeskoczył kot, również mógł powrócić z grobu jako vrykolakas. Lista "przepisów" na wampira była długa: od narodzin w czasie święta kościelnego (co uważano za bluźniercze), po zjedzenie mięsa zwierzęcia zagryzionego przez wilka - każda taka niespotykana okoliczność budziła nad Morzem Egejskim strach, że zmarły nie odejdzie spokojnie. Nic dziwnego, że w tych warunkach na Santorini aż roiło się od nieumarłych.

Czym zajmował się grecki wampir po "powrocie"? Był nie mniej groźny niż jego transylwański kuzyn, ale dokuczał ludziom na swój sposób. Vrykolakas mógł w nocy zakraść się do domu i usiąść na piersi śpiącej ofiary, aby ją udusić. Uchodził też za złośliwego psotnika. Potrafił dla zabawy ściągać ludziom kołdry podczas snu albo rzucać kamieniami w przechodniów zmierzających o świcie do cerkwi. Co ważne, greckiego upiora nie ograniczała pora dnia - podobno był równie aktywny w południe, co o północy. Przed takim straszydłem nie chronił ani czosnek, ani nawet święcona woda. Mieszkańcy wyspy musieli zatem opracować inne metody obrony.

Santorini
SantoriniFot. archiwum prywatne

Polowania na nieumarłych i tajemnicze rytuały. Jak mieszkańcy Santorini walczyli z wampirami?

Mieszkańcy Santorini przez wieki wypracowali ponure rytuały radzenia sobie z plagą nieumarłych. Co więcej, uchodzili za prawdziwych specjalistów od "oczyszczania" świata z wampirów. Podobno to właśnie na Santorini przywożono złapane gdzie indziej vrykolakas, aby tutejsi "eksperci" rozprawili się z intruzem. Popularne w całej Grecji stało się powiedzenie "wysłać wampira na Santoryn". W domyśle: na Santorini wampirów i tak już było pod dostatkiem, więc pojawienie się kolejnego niewiele zmieniało. Gdy jednak dochodziło do polowania na vrykolakasa, metody były bezwzględne. Najbardziej podstawowym sposobem zgładzenia delikwenta było odcięcie mu głowy albo przebicie serca osinowym kołkiem. Często wzywano również kapłana, bo według wielu tylko ksiądz-egzorcysta miał dość mocy, by rozprawić się z pradawnym złem. Nierzadko jednak i to nie wystarczało. Zachowały się opisy, z których wynika, że na Santorini regularnie odkopywano podejrzane groby i palono zwłoki w całości. Mało tego. W skrajnych przypadkach stosowano makabryczny rytuał zwany akroteriazein. Polegał on na odcięciu zmarłemu stóp, dłoni, nosa i uszu, których szczątki wieszano następnie przy ciele, aby "unieruchomić" złego ducha. Tak drastyczne środki miały zapewnić, że nieboszczyk i zarazem (domniemany) potwór już nikomu nie zagrozi.

Santorini
SantoriniFot. archiwum prywatne

Skąd tak wyjątkowa rola Santorini w wampirzych mitach? Okazuje się, że częściowo przyczyniła się do tego sama natura wyspy. Wulkaniczna gleba Santorini zawiera związki siarki i konserwuje pochówki, co sprawia, że ciała zmarłych rozkładają się tu dużo wolniej niż w typowej - mniej lub bardziej wilgotnej - ziemi. Dla ludzi sprzed wieków było to równoznaczne z działaniem sił nieczystych. Mawiano, że upiory uwielbiają Santorini i jeśli raz tam trafią, będą się błąkać już tylko po niej. Wierzono nawet, że wampir nie przepłynie słonej morskiej wody, więc wystarczy wywieźć go na pobliską bezludną wysepkę i tam pozostawić. Taką "strefą kwarantanny" stała się Thirassía - skalista wyspa obok Santorini, gdzie grzebano lub palono najbardziej podejrzane zwłoki. Do dziś w okolicy przetrwały echa tych opowieści. Greccy żeglarze przekazują sobie historie o Thirassíi i pobliskim wulkanicznym ostrowie Nea Kameni jako o "wampirzych cmentarzyskach". Nawet współcześnie, gdy cumują tam łodzie wycieczkowe, marynarze dla pomyślności potrafią spleść cumy na kształt krzyża przed przybiciem do brzegu - na wszelki wypadek, by żaden vrykolakas nie przedostał się na pokład.

Choć dziś opowieści o wampirach z Santorini traktujemy jako barwny element folkloru, ta niesamowita legenda wciąż przypomina, że nawet w prawdziwym raju (jakim bez wątpienia jest ta bajeczna wyspa) mogą czaić się najstraszniejsze upiory wyobraźni.

Źródła: doinghistoryinpublic.org, esoterx.com, vampires.com, easyreserve.com, epoch-magazine.com

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: