Świat nieustannie się zmienia. Biegniemy gdzieś przed siebie, nie wiadomo gdzie i przewracamy wszystko do góry nogami. Ubieramy inne spódnice, pijemy inne kawy, jemy inne śniadania i poznajemy innych ludzi. Każdy aspekt naszego nieustannie nowego życia jest dostosowany do tego, jak się czujemy, co myślimy i z kim się spotykamy. Wszystko się zmienia. Tylko jeden jedyny serial cały czas gna z nami przez to życie i nie daje o sobie zapomnieć. I nie przeszkadza nam to, bo jego fabuła zawsze świetnie pasuje do tego, kim akurat postanowiliśmy być w tym momencie - „Seks w wielkim mieście". HBO Max potwierdziło, że trzeciej odsłony "And Just Like That..." możemy spodziewać się już w 2025 roku. Tylko czy temat Carrie wciąż jeszcze kogoś obchodzi?
Gdy HBO Max poinformowało o realizacji trzeciego sezonu "And Just Like That...", nasunęło mi się pytanie, dlaczego właściwie za każdym razem, gdy to oglądałam, dostawałam odpowiedzi na wszystkie pytania, które mnie przez długi czas nurtowały: Czemu on się nie odzywa? Co jest ze mną nie tak? Czemu jestem wciąż sama? Co jest właściwie między nami? Czy kiedyś spotkam normalnego faceta? - niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która nigdy nie zawracała sobie głowy tymi bzdetami. Nie ma bardziej kobiecej cechy niż nadwrażliwość na związki. Każda z nas, choćby nawet gdzieś w głębi serca, codziennie myśli o tym, co robi nie tak - albo co on robi nie tak. Chodzi to za nami jak nieznośny budzik na 6:30, który nie daje spać i (o zgrozo) nie pozwala się wyłączyć. Istny koszmar. I kiedy przychodzi moment, w którym wydaje się, że to już koniec, że nie wytrzymacie tego ciśnienia i ogromu pytań, pojawia się światełko w tunelu - Carrie Bradshaw.
Carrie raczej nie trzeba przedstawiać. Wiele z nas od najmłodszych lat śledziło "jej felietony" i odszyfrowywało wskazówki, które nam w nich zostawiała. Oglądałyśmy przygody jej najlepszych przyjaciółek, które tak jak ona, szukały w facetach zrozumienia i miłości. W końcu zdałyśmy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w tym same. Że jest nas więcej i niekoniecznie to z nami jest coś nie tak. Może problemu należy szukać gdzie indziej – albo w kimś innym. Czy ten serial jest trochę jak najlepszy poradnik obsługi faceta? Przewija się w nim tyle różnych typów samców, że w końcu w jednym z nich znajdziemy tego, który jest obecny w naszym życiu. A potem z premedytacją uczymy się jak z nim postępować - choć ta nauka czasami idzie w las. Jak być tą silną i niezależną? Jak nie dać się jego obrzydliwemu urokowi i zachować zimną krew? Być może kobiety ówczesnych czasów potrzebowały po prostu rady. A w kwestii partnerów życiowych, każda porada jest na wagę złota.
Wydaje sie także, że "Seks w wielkim mieście" wprowadził świeże (choć nie tak nowe) spojrzenie na świat oczami singielek. Bo przecież Carrie, Samatha, Charlotte i Miranda to wieczne singielki – nawet gdy są w związku. Towarzyszymy im w kolejnych randkach, tworzymy rankingi ich partnerów i krytykujemy wybory. Możemy poczuć się jak nieomylne, jednoosobowe jury. Czy postawimy któremuś 10? Na pewno się zdarzy. Ale najważniejszą kwestią i pociechą jest to, że dzięki bohaterkom, zdajemy sobie sprawę z tego, że same też możemy się świetnie bawić. Za nasze pieniądze, na naszych zasadach i bez faceta. Możemy biegać po mieście w wysokich, kolorowych szpilkach i bawić się życiem. Pić od rana do wieczora ulubione drinki i chodzić do łóżka z kim chcemy. A przede wszystkim spędzać czas z przyjaciółkami. Bo to kobieca przyjaźń, wbrew pozorom, jest głównym wątkiem fabuły. Choć niektórym może wydać się groteskowa i kiczowata, w serialu ukazana jest jako największa wartość. A przy tym zupełnie nieidealizowana. Bohaterki tworzą sobie grupę wsparcia, która miewa swoje konflikty i nieporozumienia.
Choć serial powstał w latach 80. i wielu zarzuca mu promowanie niepotrzebnego konsumpcjonizmu, mnóstwo kobiet wciąż chętnie do niego wraca. Nie bez powodu. Każda z nich chce znaleźć w sobie serialową Carrie. Łączyć buty od Versache z sukienką z lumpeksu, zaczynać dzień ubrana w satynową piżamę z perłami na szyi i co wieczór pić Cosmopolitan w luksusowym klubie. Dla wielu czas „Seksu w wielkim mieście" się skończył. I mają prawo tak twierdzić, bo ideał kobiety XXI wieku niczym nie przypomina rozrzutnych i beztroskich przyjaciółek z Manhattanu. Być może scenarzyści pracujący przy "And Just Like That..." także to zauważyli. Serial jest inny, zwraca uwagę na nową rzeczywistość, tak różną przecież od tej sprzed ponad 40 lat. A jednak mimo wielu zmian sentyment pozostał. Czy trzeci sezon sequelu wprowadzi kolejną świeżość? Taką mamy nadzieję.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!