O niebezpiecznym incydentu, który wywołał chaos na Lotnisku Chopina, portal Warszawa w Pigułce informował w niedzielę 9 lipca. Sprawcą całego zamieszania był jeden z pasażerów, który niewiele myśląc, postanowił lekkomyślnie zażartować. Okazuje się jednak, że za podobne "żarty" grożą poważne konsekwencje.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Wspomniany powyżej pasażer oświadczył, że w jego bagażu znajduje się bomba. Informacja ta dotarła oczywiście do pracowników lotniska i pasażer został niezwłocznie zatrzymany. Na miejsce wezwano także patrol policji, a część portu została wydzielona. Na szczęście po przeszukaniu bagażu przez służby okazało się, że nie było żadnego zagrożenia. Niemniej podobne informacje nie mogą być ignorowane.
Niestety w sezonie letnim nasilają się żarty takie jak zgłoszenia o podłożeniu bomby, czy żarty dotyczące rzekomego posiadania przez podróżnych w bagażu broni lub materiałów wybuchowych. Żart o bombie czy materiałach wybuchowych na lotnisku to nie żart […]. Tłumaczenie, że chciało się tylko pożartować z obsługą lotu, nie jest "okolicznością łagodzącą"
- tłumaczy Anna Dermont, rzecznik Lotniska Chopina, cytowana przez Warszawę w Pigułce.
Jak zostało wspomniane powyżej, żarty o bombach i ładunkach wybuchowych podczas wakacyjnych wyjazdów nie są niestety rzadkością. Jakiś czas temu pisaliśmy o seniorce z Sosnowca, która wpadła na podobny pomysł na lotnisku w Katowicach. Warto jednak pamiętać o tym, co nam grozi w takich sytuacjach.
Funkcjonariusze zawsze bardzo poważnie traktują takie zgłoszenia. Chodzi o nasze bezpieczeństwo. Są one skrupulatnie weryfikowane. Konsekwencją nieprzemyślanych działań może być nałożenie na osobę mandatu karnego, utrata biletu lotniczego, czyli zakończenie podróży na tym żarcie właśnie, a nawet zatrzymanie. Przebywając na terenie portu lotniczego, należy zachować rozwagę oraz wykonywać polecenia służb i pracowników obsługi
- przypomina Dermont. Pamiętajmy też, że każda taka akcja to ryzyko wystąpienia opóźnień związanych m.in. z ewakuacją pozostałych pasażerów. Musimy zatem dodatkowo liczyć się z potencjalnym pozwem i żądaniem odszkodowania ze strony lotniska lub przewoźnika. Koszty pozornie niewinnego żartu rosną wówczas nawet do kilkuset tysięcy złotych.