Sklepikarze mają dość klientów, którzy nic nie kupują. Od teraz za oglądanie trzeba będzie zapłacić

Każdy sprzedawca chciałby, aby wszyscy klienci odwiedzający jego sklep pozostawiali pieniądze po dokonanej transakcji. Oczywiście zdarza się, że na zakup ostatecznie się nie decydujemy. W pewnym miejscu zjawisko to było jednak tak nagminne, że właściciel postanowił zniechęcić odwiedzających.

Decyzja o pobieraniu opłat za oglądanie towaru bez jego kupowania może wydawać się dość drastyczna. W końcu każdy powinien mieć prawo, żeby się rozmyślić. Czasami też okazuje się, że w asortymencie po prostu nie ma interesującej nas rzeczy. W tym przypadku jednak wielu klientów przychodzi już z zamiarem niekupienia. Po co więc w ogóle odwiedzać takie miejsce?

Zobacz wideo "Gdyby nie podwójne łóżko, nie zaszłabym w ciążę", czyli najbardziej absurdalne skargi turystów na biura podróży

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

Opłata za oglądanie towaru w sklepie w Barcelonie. Sklep stał się atrakcją turystyczną

Sklep, który wprowadził opłaty za samo oglądanie asortymentu to znajdujący się w Barcelonie Queviures Múrria założony w 1899. Punkt początkowo działał jako palarnia kawy, gdzie można było nabyć także walcowane wafelki. Dziś są to delikatesy oferujące produkty najwyższej jakości, takie jak pyszne wina, sery czy wędliny. We wnętrzu sklepu zachowano też jego zabytkowy charakter. Znajdziemy tu m.in. piękne mahoniowe meble czy plakaty z lat 20. XX wieku. Okazuje się, że to właśnie to wyjątkowe wnętrze przyciąga dużą część odwiedzających, którzy są zainteresowani jedynie zrobieniem atrakcyjnego zdjęcia. To z kolei prowadzi do powstawania sztucznych tłumów i uniemożliwia wstęp osobom, które faktycznie chciałyby coś kupić. Dlatego też na drzwiach wejściowych pojawiła się tabliczka:

Za samo zwiedzanie sklepu 5 euro za osobę, dziękuję.

Barcelona nie lubi turystów? Władze ograniczają liczbę zwiedzających

Kierownik hiszpańskiego sklepu, Toni Merino, wyjaśnia w rozmowie z iNews, że tabliczka z ostrzeżeniem ma za zadanie jedynie odstraszać. Jak dotąd pracownicy nie pobrali opłaty od żadnego turysty. Mimo to, efekty ostrzeżenia są zauważalne i liczba niekupujących odwiedzających znacznie spadła.

Co ciekawe, nie jest to pierwszy przypadek, gdy mieszkańcy Barcelony walczą z natrętnymi turystami. Miasto to jest wręcz znane ze swojej niechęci do turystów. Niekiedy wczasowicze spotykają się nawet z jawnymi przejawami agresji. Kroki mające na celu ograniczenie tłumów zwiedzających podejmują też same władze. Przykładowo, w listopadzie 2022 ograniczono maksymalną liczbę turystów w grupie z przewodnikiem na terenie Starego Miasta do 20 osób, o czym donosiła m.in. Wirtualna Polska. Limitami objęto niektóre popularne części miasta, jak plac Sant Jaume czy place Pi, Reial oraz Rei. Ponadto zabroniono używania głośników przez przewodników turystycznych na barcelońskich osiedlach. Planowane jest również zmniejszenie liczby osób, przypływających wycieczkowcami o połowę, czyli z 400 tys. do 200 tys.

Więcej o: