Wybrała się w podróż do Katowic. Konduktor kazał jej wysiąść. "Usiłował wyegzekwować na dodatkową opłatę"

Choć ta podróż PKP Intercity miała zakończyć się w Katowicach, to pani Krystyna musiała nieoczekiwanie opuścić pociąg w Gliwicach. Powodem nieprzyjemnego incydentu miał być pies pasażerki. W obronie kobiety stanęli współpasażerowie, jednak konduktor nie miał litości.

Do niecodziennego incydentu doszło w piątek, 20 października na trasie z Lublina do Katowic. Pani Krystyna podróżowała składem Intercity wraz ze swoim psem. Choć zgodnie z przepisami zwierzę miało na sobie kaganiec, to według konduktora zabezpieczenie wzbudzało wątpliwości. To skończyło się "bezzasadną" interwencją Straży Ochrony Kolei oraz wproszeniem kobiety z pociągu. O sprawie jako pierwsza pisała Gazeta Wyborcza. 

Zobacz wideo Pociąg podmiejski do Warszawy przed Marszem Miliona Serc. Brak miejsc nawet w toalecie

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Podróżowała pociągiem Intercity z Lublina do Katowic. Na miejsce nie dotarła, bo kazano jej wysiąść 

Pupil pani Krystyny jechał w kagańcu - bo tak nakazują przepisy - jednak z uwagi na niedawno przebytą operację oczu był on nieco poluzowany, aby nie zanieczyszczał ran oraz nie sprawiał zwierzęciu bólu. Skutkiem tego było to, że kaganiec co jakiś czas zsuwał się z pyska psa. Warto jednak zaznaczyć, że zwierzę było niezwykle spokojne i nie przeszkadzało pozostałym pasażerom. Jedynym wyjątkiem był kierownik pociągu, który zwrócił uwagę na zbyt luźno zapięty kaganiec. Mężczyzna - pomimo protestów obecnych w składzie osób - nakazał pani Krystynie opuścić pociąg na najbliższej stacji. Liczne protesty i dyskusje nie przyniosły efektów, ponieważ kobieta zakończyła swoją podróż w Gliwicach. 

Zatrzymał pociąg i kazał jej wysiąść. Konduktor nie zważał na protesty współpasażerów 

Kierownik pociągu zatrzymał skład na stacji w Gliwicach i wezwał na miejsce Straż Ochrony Kolei. Ostatecznie funkcjonariusze SOK wezwanie uznali za "bezzasadne". Konduktor był jednak nieugięty i wciąż domagał się, aby pani Krystyna wyszła z pojazdu. W końcu postawił na swoim, co kosztowało innych 45-minutowym opóźnieniem. Cała sytuacja niezwykle oburzyła przyjaciela kobiety, który tego dnia podróżował PKP Intercity razem z nią. 

Kierownik usiłował wyegzekwować na Krystynie dodatkową opłatę za zakup biletu w pociągu, bo w Lublinie, gdzie wsiadała, nie działały kasy. Już po zajęciu miejsca zgłosiła chęć kupna biletu u konduktora, ale w wyniku zamieszania nikt jej go ostatecznie nie sprzedał. Kierownik pociągu swoim zachowaniem przebił szczyty arogancji, chamstwa i nadgorliwości. Potwierdzi to wielu pasażerów, którzy wtedy z nami jechali. Część z nich przyzna też z pewnością, że "przymusowy" postój pociągu pokrzyżował im plany podróży

- komentuje w rozmowie z Gazetą Wyborczą Hubert Iwanowski. Na ten moment PKP Intercity nie odniosło się do sprawy. 

Więcej o: