Bajkowe zamki w tureckiej dolinie niegdyś cieszyły oczy architektów i inwestorów, dziś jednak straszą pustką. W miejscowości Mudurnu powstało ponad 700 mini rezydencji, które wyglądają jak z Disneylandu, ale żadna z nich nie znalazła lokatorów. W planach projekt Burj Al Babas miał być inwestycyjnym hitem - wymarzonym wypoczynkiem dla bogaczy z Bliskiego Wschodu, z prywatnymi basenami termalnymi i spa. Jednak rzeczywistość bardzo szybko zweryfikowała ten baśniowy sen.
W 2011 r. z inicjatywą ruszyła turecka firma Sarot Group - znana już z inwestycji hotelowych - która przygotowała projekt 732 identycznych rezydencji, a inwestorzy wpłacili na jego poczet około 205 mln dolarów. Każda z willi miała mieć ok. 325 mkw i własny basen napełniony wodą z pobliskich źródeł termalnych. Planowane były także liczne atrakcje i udogodnienia: centrum handlowe, tureckie łaźnie, spa i inne rozrywki, a wszystko otoczone piękną scenerią wzgórz między Stambułem a Ankarą. Ceny za jedną nieruchomość sięgały 400-500 tys. dolarów, a samą ofertę skierowano głównie do bogatych inwestorów z Zatoki Perskiej, którzy mieli docenić bliskość stolicy oraz krajobrazy tureckich wzgórz.
Napływały pierwsze rezerwacje, ale już wtedy analiza inwestycji ujawniła szereg błędów. Lokalne media zwracały uwagę, że "zamki" stoją bardzo blisko siebie, co kłóci się z potrzebą prywatności tak cenioną przez klientów z Kuwejtu i Arabii Saudyjskiej. Mieszkańcy Mudurnu narzekali, że bajkowe chateaux psują tradycyjny krajobraz osmańskich drewnianych domów i obawiali się masowego napływu turystów. Do tego wszystkiego doszły zarzuty ekologów dotyczące wycinania lasu i zawłaszczania źródeł termalnych.
Realizacja projektu zbiegła się ponadto z tureckim kryzysem walutowym; osłabienie liry i spadek zainteresowania załamały finanse dewelopera. Choć podpisano ok. 350 umów, to było zdecydowanie za mało, by pokryć rosnące koszty budowy. W efekcie Sarot Group nie zdołała spłacić finansowych zobowiązań i w 2018 r. ogłosiła bankructwo z ok. 27 mln dolarów długu. Ukończono jedynie 587 z 732 planowanych willi - przeważnie w stanie surowym, często pozbawionych okien, drzwi i instalacji - co zmieniło wizję pałacowego osiedla w wielką budowlaną ruinę.
Dziś po bajkowym projekcie pozostały tylko rzędy pustych zamków. Wiele z nich to gołe betonowe szkielety bez okien i drzwi, z kablami zwisającymi ze stropów. Chociaż teren jest strzeżony, ciekawscy turyści znajdują drogę, by zajrzeć do tego upiornego miasteczka. Co ciekawe, przedstawiciele Sarot Group wciąż wierzą, że inwestycja może zostać reaktywowana - w ostatnich latach pojawiały się bowiem pomysły dokończenia budowy i ponownej sprzedaży domów.
Źródła: theguardian.com, national-geographic.pl, onet.pl, bryla.pl
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!