Greenwashing zalewa nas z każdej strony. Co właściwie oznacza? Nie ma nic wspólnego z ekologią

Greenwashing to już praktycznie stały punkt w planach marketingowych firm. To potencjalny krok w stronę sympatyków proekologicznych działań, ale nie w stronę prawdziwej ekologii. Ta istna ekościema trwa nieprzerwanie od lat i wciąż rośnie w siłę. Ofiar oszustwa nie trzeba wcale daleko szukać.

Wprowadzenie w życie nawyków, które są zgodne z postulatami organizacji ekologicznych, może przynieść wiele dobrego. Szkoda tylko, że na przestrzeni ostatnich lat, ta płaszczyzna wytworzyła również okazję dla różnego rodzaju oszustów. Jedną z ich praktyk jest popularny greenwashing. Niestety, wychodzi na jaw, że nie wszystkim tak samo zależy na szczęśliwej planecie, lecz wyłącznie na własnym zysku. 

Zobacz wideo Dlaczego ws. klimatu wciąż za mało się dzieje?

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Greenwashing - co to? Dziś już ekościema goni ekościemę

Czy wszystkie produkty oznaczone jako eko, rzeczywiście są ekologiczne i spełniają ustalone normy? Zjawisko greenwashingu w ujęciu definicyjnym to nic innego, jak komunikacja marketingowa przedsiębiorstwa, bazująca na fałszywych lub wprowadzających w błąd deklaracjach dotyczących zgodności produktu lub jego elementów z zasadami ochrony środowiska. Ta praktyka swoją popularność zyskała już na początku lat 70. XX wieku, bo to właśnie wtedy rozpoczęły się intensywne ruchy ekologiczne. Właśnie wtedy przedsiębiorcy zrozumieli jedno - trzeba inwestować w tzw. zielony marketing, aby zyskać w oczach potencjalnych klientów, a zwłaszcza tych, którzy oglądają się na planetę. Niestety, nie wszystko zadziałało tak, jak powinno. Bardziej skupiono się na ukrywaniu informacji o negatywnym wpływie różnych działań na środowisko, niż na szukaniu nowych, lepszych rozwiązań. Powód? Jak mawia pewien klasyk, "gdy nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze".

Firmy mydlą oczy klientów greenwashingiem, a środowisko na tym cierpi. To prawdziwa walka z wiatrakami 

Przedsiębiorstwa stosujące greenwashing najczęściej kierują swoje oferty do osób o niskiej świadomości ekologicznej, ponieważ nimi znacznie łatwiej manipulować. Do tego stosowane są coraz sprytniejsze i kreatywniejsze techniki, przez które trudno uchronić się przed błędem. Skalę praktyk zielonego mydlenia oczu potwierdza fakt, że na ponad tysiąc przebadanych produktów sprzedawanych przez amerykańskie supermarkety i promowanych jako zgodne z zasadami proekologicznymi całkowicie wolny od greenwashingu był tylko jeden. Aby nie paść ofiarą oszustwa, warto pamiętać o kilku standardowych przykładach greenwashingu. Przez lata wyróżniono wiele zachowań greenwashingowych, takich jak na przykład: 

  • ukrywanie kosztów alternatywnych, czyli ukrywanie niekorzystnych cech danego produktu i skupianie się wyłącznie na tej "eko",
  • brak dowodów na ekologiczność, stwarzanie jedynie pozorów, 
  • podkreślanie cech ostatecznie nieistotnych dla danego produktu, 
  • stosowanie fałszywych ekoetykiet, 
  • umieszczanie na etykiecie określeń kojarzących się z ekologią, 
  • tworzenie "lepszych" wersji produktów, które same w sobie są niezwykle szkodliwe dla środowiska (na przykład przyjazne dla środowiska pestycydy). 

Przed popełnianiem tego typu błędów społeczeństwo może uchronić jedynie większa świadomość konsumencka i ekologiczna. Na szczęście, już coraz więcej osób patrzy krytycznie na oferowane produkty i jest w stanie oraz chce weryfikować ich jakość

Więcej o: