Oscary to jedne z najbardziej prestiżowych nagród filmowych na świecie. Ostatnia gala odbyła się 13 marca, podczas której główną nagrodę za najlepszy film wygrała produkcja "Wszystko wszędzie naraz". Do walki stanął również niemiecki film Netflixa "Na zachodzie bez zmian". Platforma streamingowa od kilku lat produkuje kandydatów do prestiżowej nagrody i osiąga w tym niemałe sukcesy. Za rok wszystko się może zmienić. Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej planuje wprowadzić nowe zasady, które mogą być bardzo niekorzystne dla Netflixa.
Zainteresował Cię ten artykuł? Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
"Na zachodzie bez zmian" w reżyserii Edwarda Bergera zdobył w tym roku aż cztery statuetki w kategoriach:
W poprzednim roku kandydatem Netflixa była produkcja "Psie pazury", a dwa lata wcześniej "Mank". Wszystkie filmy osiągnęły sukcesy zdobywając przynajmniej jednego Oscara. Do tej pory Netflix nie musiał narzekać na brak nagród, jednak po nadchodzących zmianach może być nieco inaczej. Akademia planuje zaostrzyć wymogi dotyczące dystrybucji kinowej filmów nominowanych do Oscara. Co to oznacza?
Aktualnie po nagrodę Akademii Filmowej mogą kandydować filmy, które przez co najmniej tydzień są wyświetlane podczas standardowych pokazów biletowanych na jednym z sześciu głównych rynków kinowych. Chodzi tu o Los Angeles, Nowy Jork, San Francisco, Chicago, Miami lub Atlantę. Dystrybucja ma się jednak poszerzyć i zgodnie z nowymi zasadami pod uwagę zostaną wzięte tylko te filmy, które pojawiły się na przynajmniej 15-20 rynkach. Oznacza to, że Netflix będzie musiał ponieść spore koszty szerszej dystrybucji, a co za tym idzie, widzowie będą mogli zobaczyć te filmy w wielu kinach. Wymóg wejdzie w życie dopiero wtedy, gdy zatwierdzi go 54-osobowa rada. Posiedzenie ma się odbyć pod koniec kwietnia.