James Cameron kojarzony jest głównie jako twórca filmu "Titanic". Do dziś produkcja jest chętnie oglądana przez stałych widzów i nie tylko. Tajemniczy wrak statku interesuje wiele osób, a niektóre z nich decydują się na ujrzenie go na własne oczy. Czy taka forma aktywności jest bezpieczna? Okazuje się, że nie, a ostrzegano o tym już w 2012 roku. Jak widać, słowa Camerona nic nie dały - kolejne osoby walczą z żywiołem.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
James Cameron to kanadyjski 68-letni reżyser odpowiedzialny m.in. za film "Titanic". Podczas tworzenia produkcji wiedział, że czeka na niego wiele wyzwań, a jednym z największych była podróż na środek Atlantyku i zobaczenie wraku statku na własne oczy. Zaznaczmy przy tym, że leży on na głębokości około 3800 metrów na Oceanie Atlantyckim, 600 kilometrów na południe od Nowej Fundlandii. Cameron wie, jak ciężko się tam dostać, i już kilka lat temu w wywiadach ostrzegał, aby uważać i przemyśleć decyzję dwa razy.
Idziesz do jednego z najbardziej bezlitosnych miejsc na ziemi. Nie ma tak, że wezwiesz SOS i przyjdą po ciebie. (...) Nie wyobrażam sobie większej fantazji niż bycie odkrywcą i zobaczenie tego, czego żadne ludzkie oko nie widziało
- komentował kilka lat temu w wywiadach dla "The Mirror" James Cameron. W ostatnich dniach okazało się, że wrak zamarzyło zobaczyć kilku miliarderów, którzy wyruszyli na misję łodzią podwodną, a ich podróż śledzi cały świat. Co wydarzyło się pośrodku niczego?
Aktualnie cały świat poruszony jest sytuacją miliarderów, którzy wybrali się na odwiedzenie wraku Titanica i na ten moment nie dają znaku życia. Amerykańska straż przybrzeżna przyznała, że nie wie, czy uda im się uratować łódź, ponieważ nie wiadomo co wydarzyło się w tamtym miejscu. Wiadomo jednak, że zapas tlenu, który był na pokładzie, wystarczy odkrywcom na około 40 godzin, więc niebawem może go zabraknąć - poszukiwacze walczą z czasem. Czy uda się odnaleźć łódź? Miejmy nadzieję, że tak. Na ten moment poszukiwania nadal trwają, a cały świat żyje w nadziei...