Kometę C/2023 P1 Nishimura jako pierwszy w tym roku zaobserwował japoński astronom, Hideo Nishimur, podczas fotografowania nieba. To właśnie na jego cześć nazwano zjawisko, które już wkrótce będzie mogło zobaczyć znacznie więcej osób - widoczna będzie na półkuli północnej. Kiedy należy sięgnąć po lornetki? Czasu zostało niewiele.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Kometa, o której mowa ma średnicę około kilometra i charakterystyczny zielony kolor - stąd właśnie jej potoczne określenie. Zdaniem naukowców zbliży się do naszej planety już 12 lub 13 września 2023 r. i to właśnie wtedy stanie się dla nas widoczna, ponieważ od Ziemi dzielić ją będzie jedynie 125 milionów kilometrów. Ponowna okazja nadarzy się między 17 a 18 września. Wtedy ma znaleźć się w pobliżu Słońca. Niestety, tutaj jest jedno "ale". Jej widoczność może być zagrożona ze względu na stopienie zbyt dużej części komety przez Słońce. Jeśli do tego dojdzie, istnieje ryzyko, że kometa nas zawiedzie i wcale nie pojawi się nad naszymi głowami - to najmniej optymistyczna wizja naukowców z NASA. Natomiast, jeżeli przetrwa, to po wizycie w okolicach Słońca, zacznie stopniowo oddalać się od Ziemi i powróci dopiero za około 434 lata. Wniosek jest jeden - teraz albo nigdy.
Kometa C/2023 P1 Nishimura ma być widoczna na północno-wschodnim niebie, w pobliżu gwiazdozbioru Lwa. Najlepiej wypatrywać jej jeszcze przed świtem. Choć C/2023 P1 może być przez chwilę zauważalna gołym okiem, to warto zaopatrzyć się w specjalistyczny sprzęt.
Potrzeba naprawdę dobrej lornetki, aby ją dostrzec, a także wiedzy, gdzie szukać
- skomentował w rozmowie z amerykańską agencją prasową Associated Press Paul Chodas, kierownik Centrum Badań Obiektów Bliskich Ziemi NASA. Może nie brzmi to optymistycznie, ale kto nie próbuje, ten wiadomo co. Warto wiedzieć, że w teorii zielona kometa ma być najjaśniejsza 17 września, dlatego tę datę z pewnością dobrze jest sobie zapisać. Eksperci, którzy stale obserwują trasę komety, zapewniają, że jest to niepowtarzalny widok, a Nishimura - ze swym ognistym ogonem - prezentuje się zjawiskowo.