"W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem" pisał jeszcze niedawno biskup Damian Muskus, podtrzymując swoją wypowiedź w żartobliwym tonie. Zaapelował nawet o pomoc w znalezieniu zatrudnienia dla siebie. Jak się okazało jednak, zdołał się znaleźć stanowisko. Duchowny chwycił za łopatę i zabrał się do pracy.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Ogromnym sukcesem okazała się inicjatywa krakowskiego biskupa pomocniczego Damiana Muskusa, który zaoferował swoje usługi, oczekując sowitego wynagrodzenia. Hierarcha szukał pracodawcy, który byłby skłonny zapłacić mu tysiąc złotych za godzinę pracy, by wszystkie zarobione pieniądze móc przekazać potrzebującym rodzicom Kamilki z Nowego Targu. Bp Damian Muskus zaangażował się w zbiórkę, organizując między innymi loterię i oferując swoje usługi. Jak powiedział:
Szukam pracy dla ludzi z moim wykształceniem. Mogę np. wykonać prace pielęgnacyjne w ogrodzie, a konkretnie przycinanie iglaków, koszenie trawników itp. Zatrudnić mnie mogą osoby prywatne, jak i instytucje, w tym kościelne
Duchowny przyznał, że reakcja na ogłoszenie, które zamieścił na Facebooku. przerosła jego najśmielsze oczekiwania. To, co miało być próbą zwrócenia uwagi na problem, "rozgrzało Internety" i wywołało zarówno lawinę komentarzy jak i propozycji zatrudnienia.
Proboszcz z Bolechowic koło Krakowa był pierwszym pracodawcą biskupa. Zatrudnił go do posprzątania liści wokół kościoła. Jak donosi Fakt, kiedy hierarcha zdmuchiwał liście z chodników, proboszcz siedział w tym czasie na krześle i się modlił. Kolejnym miejscem zatrudnienia biskupa był Zakon. Ojcowie bernardyni przekazali biskupowi miotłę i cały czas dokładnie pilnowali, by "solidnie zamiótł". Kolejną pracę znalazł u rodziny z Bolechowic. Państwo Małgorzata i Robert zaoferowali biskupowi pracę jako "starszy specjalista do spraw pielęgnacji ogrodów, trawników i utrzymania czystości ulic". Hierarcha miał za zadanie skosić trawnik. Nawiązując do dużej ilości nieprzyjemnych i wręcz szyderczych komentarzy, które pojawiły się w mediach, duchowny dodał:
Wielu właściwie odczytało moje intencje, jednak zdecydowana większość uległa powszechnie panującym nastrojom wokół Kościoła. Mam nadzieję, że w tym oceanie niezrozumienia, znajdzie się kropelka dobra, która umocni nadzieje rodziców walczących o zdrowie i życie swoich dzieci