Śmierć bliskiej osoby to ogromny cios. Rodzina musi się wówczas mierzyć nie tylko z żalem po ogromnej stracie, ale także z wydatkami, które przy organizacji pogrzebu są niemałe. Zakup trumny, kwiatów, zniczy i usługa z zakładu to spore koszty, a do tego dochodzi opłata za księdza i mszę świętą. Choć w teorii powinna być ona tylko symboliczna i "co łaska", w praktyce można się zderzyć z wygórowanym cennikiem. Taka sytuacja spotkała pewną mieszkankę Łodzi.
Zainteresował Cię ten temat? Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Pani Dorota straciła niedawno swojego tatę. Wraz z jego życiową partnerką zaczęła organizować pochówek, dlatego zleciła wszystko zakładowi pogrzebowemu. Liczyła się z tym, że będzie musiała sporo wydać na opłacenie usługi i zorganizowanie stypy. Nie sądziła jednak, że podobne pieniądze będzie musiała wydać u księdza. Kobiety udały się do kościoła Najświętszej Marii Panny w Łodzi z prośbą o modlitwę na cmentarzu. Ku ich zdumieniu, duchowny nie powiedział, że wystarczy zapłacić "co łaska", a podał konkretną kwotę i to niemałą. Pani Dorota w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" nazwała ją "niebotyczną".
Osoba, która przyjęła nas w kancelarii, zażądała kwoty 700 zł. Zaznaczyła, że w przypadku braku wpłaty do posługi nie dojdzie. Jednocześnie ów pan przyznał otwarcie, że tego dnia odmówił już trzem innym osobom, których nie było stać na taki wydatek. Argumentował, że też z czegoś musi żyć
- czytamy na Facebooku.
Cena znacznie przerastała możliwości finansowe kobiet. Pani Dorota ma pod opieką trójkę dzieci, a partnerka jej taty jest seniorką i utrzymuje się tylko z emerytury. Kobiety przyznały w kancelarii, że musiały się zapożyczyć na wyprawienie pogrzebu, jednak nawet ten argument nie przemówił do księdza.
Zaproponowałyśmy datek w wysokości 300 zł. Jednocześnie zaznaczyłyśmy, że jest to najwyższa kwota, na którą możemy sobie pozwolić
- napisała pani Dorota. Dla księdza to było jednak za mało. Kobiety dopłaciły jeszcze 200 zł i dopiero wtedy duchowny zgodził się na modlitwę. Ponadto miał stwierdzić, że "skoro stać je na kwiatki i opłacenie cmentarza, stać je również na datek". Cała sytuacja tak zbulwersowała kobiety, że pani Dorota zdecydowała się złożyć skargę do łódzkiej kurii, a jej treść opublikowała na Facebooku. Kilka dni temu "Gazeta Wyborcza" skontaktowała się z rzecznikiem kurii, który przyznał, że skarga dotarła do biskupa i jest rozpatrywana. Teraz pani Dorota wreszcie uzyskała odpowiedź. Po tym jak sprawą zainteresowały się media, kardynał Grzegorz Ryś wysłał do kobiety e-mail z przeprosinami.
Osobiście Panią i całą rodzinę przepraszam, przede wszystkim za nieuszanowanie Państwa bólu po śmierci Ojca. W Kościele żadna posługa liturgiczna nie może nosić jakichkolwiek znamion handlu (sprzedaży-kupna)
- napisał metropolita łódzki. Ponadto pani Dorota otrzymała z powrotem wpłaconą wcześniej kwotę i zdecydowała, że na pogrzebie nie będzie księdza, a jedynie mistrz ceremonii.