Warto zacząć od tego, że z grona 20 wyróżnionych słów i wyrażeń, zniknęło określenie "kys", co w dosłownym tłumaczeniu oznacza "zabij się". Wygląda na to, że nie tylko to wywołuje niepewność wśród odbiorców. Redakcja Wyborczej porozmawiała z ekspertem, który - jak się okazuje - nie jest największym fanem plebiscytu.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Wszystkie wyróżnione w plebiscycie słowa wraz z definicjami można znaleźć w naszym poprzednim artykule. W opinii Macieja Makselona, redaktora, polonisty i specjalisty od języka, tegoroczne wyboru jury są dość zaskakujące, ponieważ wśród laureatów znajdują się słowa, które ciężko nazwać "nowymi".
W tym roku odrobinę zdziwiła mnie obecność słów, które już w moich czasach były "młodzieżowe", czyli na przykład "LOL". Ale też zastanawiam się nad "slay", który słyszę od dłuższego czasu. (...) Zaciągnąłem wśród osób w przedziale wiekowym 12-20 i część z nich twierdzi, że "slay" już wcale nie jest slay, tylko trochę krindżowe. Że się zestarzało i używa się go raczej ironicznie.
- komentuje Maciek Makselon. Jego zdaniem największy potencjał ma słowo "bambik", ponieważ dzięki Donaldowi Tuskowi zrobiło ogromną furorę także wśród millenialsów i boomerów, a to te grupy mają duży wpływ na ostateczne wyniki plebiscytu. Właśnie w tym ekspert upatruje pewien problem. Polonista twierdzi, że taka ankieta powinna być przeprowadzona na przykład w szkołach podstawowych i średnich - wtedy wszyscy mogliby wyciągnąć z niej poważniejsze wnioski na temat młodzieżowego języka.
Jestem bardzo sceptyczny wobec tego plebiscytu. Jest to przyjemna zabawa, ale mam wrażenie, że wiele osób traktuje jego wyniki bardzo poważnie. A one niekoniecznie oddają rzeczywistość
- dodaje.
Redaktorka Wyborczej zapytała eksperta, dlaczego w jego opinii lepiej nie traktować poważnie wspomnianego plebiscytu. Odpowiedź jest jasna - chodzi przede wszystkim o zasady dotyczące głosowania.
Przez bardzo otwartą formułę głosowania. Każdy może zgłosić i każdy może zagłosować. Z tego powodu dochodzi do takich sytuacji jak dwa lata temu, kiedy młodzieżowe słowo roku wybrały de facto osoby obserwujące "Make Life Harder", który można powiedzieć, że zrobiła akurat wtedy nieoficjalną, spontaniczną kampanię na rzecz "śpiulkolotu". (...) Efekt był taki, że wygrało słowo, którego młodzież nawet nie znała
- tłumaczy Maciej Makselon. Aby nie dochodziło do takich sytuacji, na wybór kandydatów największy wpływ powinny mieć osoby, które rzeczywiście zaliczają się do grupy zwanej "młodzieżą". W opinii eksperta część nominowanych słów wcale nie reprezentuje języka młodzieżowego, lecz wyobrażenie innych osób o tym, jak mówią młodzi ludzie.
Zresztą wystarczy przeczytać regulamin. Znajdziemy tam zapis o tym, że "Uczestnik (...) winien zgłosić słowo/wyrażenie, które - w jego ocenie - w roku 2023 jest wśród młodzieży najbardziej popularne, a także podać jego definicję
- przytacza specjalista od języka.