Wielokrotnie słyszy się, że gotowe dania do zakupienia w sklepach nie należą do najzdrowszych. Bez względu na skład, klient ma prawo oczekiwać, że dany produkt zostanie przygotowany starannie i z zachowaniem podstawowych zasad higieny. Niestety trzeba liczyć się z tym, że w środku można znaleźć nieprzyjemne niespodzianki. Pewna klientka brytyjskiego sklepu natknęła się na wyjątkowo przykrą zawartość.
Zainteresował Cię ten temat? Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Maren Baker, 18-letnia pracownica sklepu z kosmetykami w Londynie, jak co rano udała się do popularnego marketu sieci Sainsbury's, by kupić sobie jedzenie na drugie śniadanie. Zawsze zamawiała ten sam zestaw - butelkę soku, paczkę chipsów i kanapkę BLT, czyli z bekonem, sałatą i pomidorami.
Wróciłam do pracy z burczącym żołądkiem i usiadłam gotowa do jedzenia. Gdy wyciągałam kanapkę, zauważyłam czarny kawałek w chlebie. Początkowo myślałam, że to zgniła część sałaty, ale po bliższym przyjrzeniu się zrozumiałam, co to było - karaluch
- powiedziała Maren w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Sun". W jej kanapce, między składnikami, leżał martwy insekt. Opublikowała również zdjęcie swojego jedzenia z niespodzianką i nie da się ukryć, że widok jest nieprzyjemny.
Maren zaskoczyło to, co znalazła w kanapce. Przyznała, że zebrało jej się na wymioty.
Czułam, jak mój żołądek wywraca się na drugą stronę, gdy leżał bez życia w mojej kanapce. To była jedna z najbardziej obrzydliwych i niehigienicznych rzeczy, jakich kiedykolwiek doświadczyłam. Sprawiło, że moja skóra drżała i swędziała na sam jej widok
- wyznała w rozmowie z dziennikiem. Dziewczyna wróciła do sklepu Sainsbury's i pokazała pracownikom, co u nich kupiła. Ci jednak, jak twierdzi, zlekceważyli problem i powiedzieli, żeby wzięła inną kanapkę. Maren była zaskoczona takim podejściem do klienta.
Powiedzieć, że byłam zszokowana, to mało. Dlaczego u licha miałabym chcieć jeszcze jedną kanapkę? Pracownica nie przeprosiła mnie ani nie była współczująca. Rozumiem, że to nie jest jej wina, ale znaleziono to w jej sklepie, więc oczekiwałabym przeprosin i numeru kontaktowego, abym mogła zająć się tą sytuacją z kimś wyższym w firmie
- mówiła zdenerwowana dziewczyna. Później przyznała, że ostatecznie zwrócono jej pieniądze i przeproszono ją. Mimo tego zdecydowała się zadzwonić do działu obsługi klienta Sainsbury's, w efekcie czego otrzymała kupon rabatowy o wartości 10 funtów. Nie chce jednak z niego korzystać i zarzeka się, że więcej nie zrobi zakupów w tym sklepie. Z kolei rzecznik sieci hipermarketów obiecał, że zbadają to niedopatrzenie.