Wybuch wulkanu na Alasce. Panika, syreny i ewakuacja przez żart, który zapisał się na kartach historii

1 kwietnia to pamiętna data dla mieszkańców Alaski. Wszystko dlatego, że w 1974 roku Oliver Bickar postanowił uraczyć ich nietypowym żartem na słynne prima aprilis. Sfingował erupcję wulkanu znajdującego się nieopodal miasta Sitka. Gdy dostrzeżono dym wydobywający się z krateru, rozpoczęła się prawdziwa akcja ratunkowa.

Prima aprilis większości osób kojarzy się z niewinnymi żartami, które potrafią szokować, lecz nie mają większego wpływu na codzienność. Oliver Bickar miał jednak nieco inne podejście do sprawy i chciał uczcić ten dzień z tak zwanym rozmachem. Nie da się zaprzeczyć, że mu się to udało, ponieważ skutek był taki, że w mieście Sitka zapanowała istna panika i o mały włos nie doszło do ewakuacji mieszkańców. Jego żart trafił nawet na listę "stu najlepszych przekrętów primaaprilisowych wszech czasów".

Zobacz wideo Iwona Pavlović broni żartu Malitowskiego. "Jesteśmy tylko ludźmi"

Alaska: Erupcja wulkanu była zwykłym żartem. Jego autor jest dziś legendą 

1 kwietnia 1974 roku mieszkańcy Sitka zauważyli, że z wulkanu Edgecumbe, który pozostawał uśpiony przez ponad 400 lat, wydobywa się czarny dym. Na ulicach natychmiast pojawiły się tłumy, ludzie robili zdjęcia i obawiali się, że za chwilę dojdzie do potężnej erupcji. O zajściu dowiedziały się również służby, które natychmiast wkroczyły do akcji. Trwały przygotowania do potencjalnej ewakuacji miasta, a w okolice wulkanu został wysłany samolot w celu monitorowania sytuacji. Gdy doleciał na miejsce, pilot zobaczył coś, czego raczej nikt nie mógł się spodziewać. Na zboczu krateru paliła się sterta starych opon, a tuż obok niej widniał czarny napis na śniegu: "APRIL FOOL", czyli "PRIMA APRILIS". Akcję od razu wstrzymano, a o autorze tego nietypowego żartu usłyszał praktycznie cały świat. Co ciekawe, reakcja mieszkańców miała być wyjątkowo pozytywna, a, jak podaje serwis Geek Week, admirał Straży Przybrzeżnej po latach nawet gratulował Oliverowi żartu, który dziś jest uznawany jeden z najlepszych kawałów wszech czasów - zajął trzecie miejsce na oficjalnej liście. 

To on wywołał sztuczną erupcję wulkanu. Był niczym bohaterzy z "Parszywej dwunastki" 

Okazuje się, że Oliver Bicker planował tę akcję przez kilka lat. Wszystko dlatego, że czekał na odpowiednią pogodę i widoczność, aby mieć pewność, że mieszkańcy Sitka dojrzą wydobywający się z krateru dym. 1 kwietnia 1974 roku żartowniś stwierdził, że dziś "musi to zrobić" i zorganizował helikopter, który należał do niejakiego Earla Walkera. To właśnie za pomocą tej maszyny przetransportował na miejsce opony, a później podpalił je dzięki łatwopalnym substancjom i świecom dymnym. Oliver nie chciał siać aż takiej paniki, więc poinformował o swoim niecnym planie FAA (Federalną Administrację Lotnictwa) i policję, jednak zapomniał o Straży Przybrzeżnej. Właśnie dlatego niemal doszło do ewakuacji miasta. Nikogo nie powinien dziwić fakt, że za ikoniczną już akcją stoi Oliver Bicker, ponieważ był członkiem grupy, która mówiła o sobie "Parszywa dwunastka" i specjalizowała się w robieniu kawałów

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.