55-letni Walter Fischel z USA wynajął samochód po wylądowaniu na lotnisku w Kapsztadzie. Chciał dotrzeć do Simonstadu. Jak zawsze więc wklepał nazwę miasta w Google Maps. Nie spodziewał się jednak, że nawigator zaprowadzi go do prawdziwego "piekła" na ziemi.
Zgodnie z instrukcjami Google Walter Fischel miał przejechać na drugą stronę autostrady. Po drodze jednak zahaczył o dzielnicę Nyaga, uważaną za najbiedniejszy i jednocześnie najniebezpieczniejszy punkt miasta. Od samego początku czuł niepokój. Nie spodziewał się jednak, że w drodze zatrzymają go napastnicy. 55-letni mężczyzna został zaatakowany. Nie tylko postrzelono go w twarz, ale także okradziono ze wszystkiego, co przy sobie miał, w tym z dokumentów. Jak informuje rzecznik policji FC van Wyk, w związku z usiłowaniem morderstwa nikt nie został zatrzymany. Walter Fischel nie zostawił jednak sprawy ot, tak.
Składam pozew, nastąpi to wkrótce. Wciąż czuję się wyczerpany, zarówno fizycznie, jak i psychicznie
- zapowiedział. Historia pokazuje jednak, że sprawa może zakończyć się na niczym.
Sprawa wydaje się analogiczna do sytuacji, która spotkała Jasona i Katherine Zoladz w październiku ubiegłego roku. Para skorzystała z Google Maps, aby dostać się z wynajmowanego mieszkania na lotnisko w Kapsztadzie. Zostali poprowadzeni na nie przez tę samą ulicę, którą jechał Walter Fischel - i nie uniknęli podobnie tragicznych konsekwencji. Kiedy zatrzymali się na czerwonym świetle, nieznajomy mężczyzna rozbił cegłą szybę znajdującą się po stornie kierowcy. Jason Zoladz skończył z rozbitą szczęką. Napastnik przywłaszczył sobie także mienie dwójki turystów. Co więcej, atak ten nastąpił kilka dni po morderstwie Kar Hao Teoha, turysty skierowanego przez Google Maps przez uliczki w Nyaga. Co na to Google?
Jason i Katherine Zoladz, podobnie jak Walter Fischel, postanowili pozwać Google w związku z zaistniałą sytuacją. Według poszkodowanych firma była świadoma problemu, ponieważ od dłuższego czasu dostawała sygnały o błędnych przekierowaniach nawigacji, a gangi stacjonujące w Nyaga doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Google Maps kieruje w ich stronę turystów.
Według informacji podawanych przez Telegraph Google uważa, że nie może oznaczyć niektórych obszarów na świecie jako "zakazanych". W rozmowie z "New York Post" jednak rzecznik firmy przekazał:
Traktujemy bezpieczeństwo kierowców bardzo poważnie. Obecnie analizujemy pozew.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.