Strach przed potworami chowającymi się w szafie czy pod łóżkiem jest dobrze znany wielu rodzicom. Zazwyczaj wynika on z bujnej wyobraźni malucha i nie wiąże się z prawdziwym fizycznym niebezpieczeństwem czyhającym w zakamarkach domu. Tym razem jednak było inaczej, a do niecodziennego wydarzenia doszło w jednym ze starych domów w Stanach Zjednoczonych.
Jak donosi "People", trzyletnia Saylor Class mieszka wraz z rodzicami i dwójką młodszego rodzeństwa w 100-letnim domu na farmie w Charlotte w Karolinie Północnej w USA. Od dłuższego czasu dziewczynka mówiła rodzicom, że w jej pokoju są potwory w ścianie. Ashley Massis Class i jej mąż założyli, że to tylko wytwór dziecięcej wyobraźni, zwłaszcza że zbiegło się to w czasie z seansem filmu "Potwory i spółka". Rodzice próbowali uspokoić dziewczynkę i przygotowali dla niej nawet butelkę ze spryskiwaczem wypełnioną wodą, która miała odstraszać wszelkie potwory. Niestety problem tylko się nasilał. Saylor nie chciała spać w swoim pokoju i cały czas mówiła o potworach. Sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót sprawy dopiero kilka tygodni temu.
Ashely i jej mąż zauważyli w domu kilka pszczół w okolicy wejścia na strych. Wezwali więc firmę zajmującą się zwalczaniem owadów, ale pracownicy ocenili, że mają do czynienia z pszczołami miodnymi, które w USA są gatunkiem chronionym. W związku z tym konieczna była interwencja pszczelarza. Dom sprawdziło kilku specjalistów, ale każdy z nich twierdził, że pszczoły nie zagnieździły się we wnętrzu. Dopiero po czasie jeden z pszczelarzy zauważył, że owady przemieszczają się w kierunku desek podłogi poddasza, tuż nad pokojem dziecka. To doprowadziło do zaskakującego odkrycia.
Wspomniany pszczelarz użył kamery termowizyjnej do przeskanowania ściany w pokoju Saylor. Wtedy ku zaskoczeniu wszystkich w jednym miejscu ukazał się ogromny jasny punkt.
Na początku myślałam, że to ciało. Zapytałam: 'Co to jest?' Powiedział, że według niego to ul. Nie założył jeszcze swojego stroju ochronnego, ale wziął młotek i walnął w ścianę. Wtedy pszczoły wyleciały jak z horroru
- wspomina Ashely w rozmowie z "People". W ścianie mieszkało około 50 tysięcy pszczół, które teraz wydostały się na zewnątrz. Pszczelarz przyznał, że to największy ul, jaki widział w ciągu swojej 40-letniej kariery, a jego zbudowanie musiało zająć owadom około ośmiu miesięcy. Udało się również ustalić, że pszczoły wlatywały do niego przez otwór wielkości monety w przewodzie wentylacyjnym poddasza. Owady były usuwane stopniowo. Tylko pierwszego dnia dom opuściło 20 tysięcy osobników wraz z ponad 45 kilogramami miodu. Wyłapywane pszczoły transportowano bezpiecznie do rezerwatu pszczół miodnych. Niestety nieproszeni goście zdążyli uszkodzić instalację elektryczną domu, a wszystkie szkody zostały wycenione na ponad 20 tysięcy dolarów, czyli 80 tysięcy złotych.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.