Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych

  • Link został skopiowany

Masakra kotów w Nowej Zelandii. Uśmiercono setki zwierząt. W tragicznym konkursie biorą udział dzieci

Nowa Zelandia na chwilę zamieniła się w prawdziwe "piekło". W North Canterbury zorganizowano kontrowersyjne polowanie na koty, przez co zginęło kilkaset zwierząt. Nagrody trafiały w ręce "najwybitniejszych" łowców, a część z nich stanowiły dzieci. W imię triumfu koty były wieszane i obdzierane za skóry, a to wszystko w ramach rządowego projektu.
Koty na japońskiej wyspie kotów Aoshima
www.istockphoto.com/ES3N

O Nowej Zelandii zrobiło się głośno z powodu projektu o nazwie "Predator Free 2050". Choć świat wciąż idzie do przodu w kontekście obrony zwierząt, tam czas stanął w miejscu. Nie da się ukryć, że wyspa ma w zwyczaju w wyjątkowy sposób dbać o swoje zasoby i nie jest zbyt otwarta na wszystko, co "obce". Właśnie dlatego celem projektu jest izolacja lokalnych gatunków zwierząt i ich ochrona przed drapieżnikami. Do tej pory skupiano się na szczurach, gronostajach, fretkach i oposach, jednakże tym razem postanowiono "uwolnić Nową Zelandię" od zdziczałych kotów

Zobacz wideo Największa atrakcja Hanoweru robi piorunujące wrażenie!

Nowa Zelandia: Urządzono polowanie na koty. W zbijanie "bawiły się" nawet dzieci 

Kontrowersyjny konkurs był jednym z elementów corocznego wydarzenia, podczas którego mieszkańcy North Canterbury zbierają datki na rzecz lokalnej szkoły i potrzebujących. Inicjatywa jest słuszna, jednakże sposób pozyskania środków to już zupełnie inna bajka, a w tym przypadku o szczęśliwym zakończeniu można jedynie pomarzyć. Już w ubiegłym roku postanowiono, że na polowaniu na oposy, szczury, gronostaje i fretki się nie skończy. Do grona szkodników dopisano zdziczałe koty, które w opinii organizatorów wydarzenia zagrażają rodzimej faunie, przenosząc choroby i atakując zwierzęta domowe oraz gatunki zagrożone wyginięciem. Jaki był tego efekt? Zabito około 340 kotów, które następnie zostały wypatroszone i obdarte ze skóry. Zwieńczeniem sukcesu były zdjęcia, których wiele osób wolałoby nie widzieć. Zwierzęta wisiały w pokocie na drągach, a wokół gromadziła się masa gapiów, w tym także dzieci, które brały czynny udział w przedsięwzięciu.

Zachętą dla uczestników była pokaźna nagroda. Ile jest warte życie zwierząt? 500 dolarów nowozelandzkich dla osoby, która zabije największą liczbę kotów i tysiąc dolarów dla tego, kto upoluje największy okaz. Rekordzista uśmiercił 65 zwierząt.

Nowa Zelandia pozbywa się zdziczałych kotów. To nie rzeź, "tak wygląda zwykłe życie na wsi"

Takie kwoty wystarczyły, by w zawodach wzięło udział 1,5 tysiąca osób. Zagraniczne media donoszą, że aż 400 z nich było niepełnoletnich - w wieku poniżej 14 lat. Choć w teorii w konkursie nie mogły uczestniczyć osoby mające 13 lat lub mniej, to z nagrania udostępnionego przez aktywistów z Ruchu Ochrony Zwierząt wynika coś zupełnie innego. Widać na nim, jak małe dziecko - w ramach zabawy - ciągnie martwego kota po torze przeszkód. Zasad było więcej. Otóż zdziczałe koty miały zostać najpierw złapane w pułapkę, a później zabite przy użyciu karabinu. Pułapki ustawiono poza obszarami mieszkalnymi w odległości 10 kilometrów. Organizator wydarzenia Matt Bailey na łamach "The Guardian" stwierdził, że obecność dzieci nie była niczym nadzwyczajnym, ponieważ dorastają w miejscu, gdzie poluje się na zwierzęta, obdziera ze skóry i zjada.

Tak wygląda zwykłe życie na wsi

- skwitował. To "zwykłe życie" nie przypadło jednak do gustu obrońcom zwierząt. Organizacje prozwierzęce, w tym The Animal Justice Party, zorganizowały głośne protesty, twierdząc, że pozbywanie się inwazyjnych drapieżników z Nowej Zelandii może wyglądać zupełnie inaczej. W tym przypadku to zwykłe okrucieństwo. Po zakończeniu zawodów martwe koty wrzuca się do dołów na odpady, a skórę sprzedaje się na pokazach. 

Nie ma nic dobrego w zachęcaniu dzieci do zabijania zwierząt i namawianiu ludzi, by rzucali w nas martwymi oposami

- powiedziała Sarah Jackson, uczestniczka protestu. 

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Więcej o: