Przechadzasz się po galerii. Właściwie nie szukasz niczego konkretnego, ale wiadomo, trzeba być na czasie. Wystawy mienią się jak w kalejdoskopie, smukłe manekiny gną się w wydziwianych pozach tylko po to, by zwrócić twoją uwagę. I zwracają. Kolorowe nowości pełne diamentowych aplikacji - lub zupełnie na odwrót - proste, dystyngowanie minimalistyczne. Patrzysz z iskierką w oczach właściwie wszystko, czując, że twoja garderoba wciąż jest wybrakowana. Kupujesz więc coś, co widziałaś jeszcze niedawno na Instagramie, choć wiesz, że za rok z pewnością już tego nie założysz. Moda jest jak przelotny romans. Angażuje, ale szybko mija. I tak w kółko, i w kółko, i znowu. Fast fashion "pożarło" nas niepostrzeżenie, rozpoczynając wielką erę konsumpcjonizmu. Oczywiście, że również w Polsce kupujemy wiele zbędności. Wciąż jednak jesteśmy daleko w tyle za krajem, który wpadł w szybką modę jak śliwka w kompot.
Choć XXI wiek z pewnością można nazwać wiekiem przełomu, mierzy się z wieloma przeciwnościami. Jednym z nich jest powoli podupadająca na zdrowiu planeta. Szacuje się, że sektor tzw. szybkiej mody odpowiada za 20 proc. zanieczyszczeń wody, a emisja gazów cieplarnianych pochodzących z przemysłu odzieżowego do 2030 roku wzrośnie o 50 proc. Jeszcze bardziej zatrważają dane dotyczące zbytków. Każdego roku powstaje 92 miliony ton odpadów tekstylnych. I choć społeczeństwo coraz śmielej sięga po tzw. modę drugiego obiegu, sieciówki wciąż mają się dobrze, o co dbają przede wszystkim Irlandczycy. Według analiz amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska statystyczny mieszkaniec tego kraju kupuje ok. 53 kg nowych ubrań. Porównajmy to do Europy. Zgodnie z ustaleniami Europejskiej Agencji Środowiska średnia europejska w tym zakresie wynosi 26 kg na osobę, czyli prawie o połowę mniej - choć szczerze mówiąc, i tak nie ma się z czego cieszyć. Dlaczego jednak to właśnie Irlandia uzyskała niechlubny tytuł "sponsora" fast fashion?
Dlaczego akurat Irlandia? - zapytacie. Według ekspertów duża popularność szybkiej mody w tym kraju wynika przede wszystkim z łatwego dostępu do niej. Sieciówki krzyczą do nas logo na każdym kroku, a influencerzy - tak cenieni w dzisiejszych czasach - z przyjemnością wchodzą z nimi we współprace, by zachęcić i zainspirować Irlandczyków do kupowania. Bądźmy ze sobą szczerzy, jest to lukratywny interes dla początkujących twórców, ponieważ umowa obejmuje darmowe ubrania, możliwość współpracy z gigantem branży i wynagrodzenie pieniężne. Poza tym, pozostają jeszcze reklamy tradycyjne.
Jesteśmy bombardowani reklamami. Są na pasku bocznym niemal każdej strony internetowej. Mam dwójkę małych dzieci grających w gry na moim iPadzie i otrzymujących reklamy Shein i Temu co kilka minut.
- mówi w rozmowie z Irish Examiner Mark Sweeney, przewodniczący Charity Retail Ireland i kierownik ds. strategii w Oxfam Irland. Wydaje się więc, że w Irlandii system promowania szybkiej mody nie różni się zasadniczo od tego, którego sami padamy ofiarą. Być może są bardziej podatni? Tak czy owak, Irlandia wiele lat walczyła z nadużywaniem tytoniu przed swoich obywateli. Walkę tę wygrała. Teraz rząd musi zmierzyć się z kolejnym problemem. Oby i w tym wypadku wszystko skończyło się po ich myśli.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!