Liczniki zamontowane na dystrybutorach paliwa wskazują, ile benzyny wyszło z pompy danego urządzenia. To oznacza, że kierowca płaci również za benzynę zalegającą w przewodzie, której nie da się wlać do baku. W teorii dana osoba jest więc nieco stratna, a ostateczna cena takich resztek zależna jest od długości węża. W rzeczywistości sprawa nie jest jednak tak oczywista.
Jak informuje serwis moto.pl z wyliczeń opublikowanych na instagramowym profilu @revzilla wynika, że kierowcy przy każdym tankowaniu zostawiają około:
To oznacza, że przy dwóch tankowaniach w miesiącu kierowca w ciągu roku może zostawić w wężu od dystrybutora od 15 do ponad 21 l paliwa. Przyjmując, że litr paliwa kosztuje sześć złotych, w ten sposób właściciele pojazdów są w stanie stracić nawet ponad 120 złotych w ciągu 12 miesięcy. Warto jednak zauważyć, że z jednego dystrybutora korzysta wielu kierowców, którzy również zostawiają w przewodzie określoną ilość benzyny. To zaś oznacza, że przy kolejnym tankowaniu zalegające w wężu paliwo jest wypychane. W ten sposób każdy odzyskuje swoje kilkaset mililitrów benzyny. W tym przypadku warto natomiast zwrócić uwagę na zupełnie inny problem.
W związku z tym, że w takim przewodzie pozostają resztki, w dystrybutorach powinien znajdować się zawsze ten sam rodzaj paliwa. Niestety nie wszędzie tak jest, ponieważ w Stanach Zjednoczonych zdarza się, że przez jeden przewód przepływają różne typy benzyny. To oznacza, że w zbiornikach samochodów mogą znaleźć się substancje inne niż te, za które płaci dany kierowca. W ten sposób do baku ma szansę trafić paliwo lepsze lub gorsze od tego, które oficjalnie zostało do niego wlane.
Zobacz też: Zapłacisz 3 tys. zł kary za takie tankowanie. Na stacjach sypią się "rachunki grozy"
Na szczęście na terenie polskich stacji benzynowych nie występują takie dystrybutory, a wszystkie urządzenia posiadają własne pistolety do tankowania. Dzięki temu pojazdy lokalnych kierowców są całkowicie bezpieczne.
Dziękuje my, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!