Egipt jest jednym z najchętniej wybieranych przez Polaków kierunków wakacyjnych. Niestety to właśnie tam oszustwa na turystach zdarzają się najczęściej. Choć sam kraj ma wiele zalet i niewątpliwie jest wart odwiedzenia dla wspaniałej pogody, pięknych plaż i niepowtarzalnych zabytków, to jednak podczas wyjazdu musimy mieć się na baczności. W przeciwnym razie zamiast z miłymi wspomnieniami wrócimy do Polski z urazem.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Problemowi wakacyjnych oszustw w Egipcie postanowił przyjrzeć się bliżej portal podroze.gazeta.pl. O zdanie na ten temat spytali jedną z wczasowiczek, która niedawno miała okazję to państwo odwiedzić wraz z narzeczonym.
Jeśli tylko sprzedawcy i inni 'przedsiębiorcy' dostrzegą w tobie turystkę, na każdym kroku próbują na coś namówić, najczęściej z bezczelną nachalnością. O podnoszeniu cen nawet nie wspomnę. Ostatniego dnia złapała nas z narzeczonym tzw. klątwa faraona. Za zwykłe leki, które kosztują tutaj grosze, musieliśmy zapłacić 20 euro, bo sprzedawca widział, że jesteśmy w potrzebie i zgodzimy się bez targowania
- wspomina 30-letnia Joanna. Jednocześnie zaznacza, że choć z wyjazdu ogółem się cieszy, to raczej nie planuje wrócić do Egiptu w przyszłości. Trudno takiej decyzji się dziwić. Z drugiej strony okazuje się, że podobnych oszustw można uniknąć, a przynajmniej zmniejszyć ryzyko, że padniemy ofiarą naciągaczy. Co takiego należy zrobić?
O doświadczeniach z egipskimi kanciarzami opowiadał również kilka miesięcy temu na swoich profilach w mediach społecznościowych Patryk Suracki, podróżnik i influencer. Na co dzień mieszka on w Egipcie, więc praktyki stosowane przez lokalnych sprzedawców są mu dobrze znane. W tym konkretnym przypadku chodziło o zakup sziszy. Już na wstępie usłyszał od właściciela lokalu zawyżoną cenę: 70 funtów egipskich zamiast standardowych 50 (około 9,5 złotych zamiast 6,5). Mężczyzna postanowił jednak to zignorować ze względu na niewielką różnicę. Zmienił zdanie, gdy dostał rachunek na kwotę 180 funtów egipskich. Suracki stanowczo odmówił zapłacenia podwyższonej kwoty, podobnie jak i prób negocjacji właściciela. Nie przystał nawet na 80 funtów. Dlaczego?
Chodzi o to, że nie można im pokazać, że jesteśmy jeleniami. Wcale nie chodzi o te 10 egipskich funtów. Chodzi po prostu o zasady
- wyjaśnił Suracki.