Kierowcy zamarli, gdy nad głowami zobaczyli statek kosmiczny. Ten żart postawił na nogi całą armię

Poniedziałek wielkanocny 2024 będzie prawdziwym dniem grozy. Prima aprilis w połączeniu ze śmigusem-dyngusem to mieszanka wybuchowa - nie wiadomo, z której strony uderzy i czego bać się bardziej. Wydaje się jednak, że najgorsze mamy już za sobą. Trudno przebić żart z 1989 r., który nie tylko wywołał masową panikę wśród społeczeństwa, lecz także postawił na nogi całą brytyjską armię.

31 marca 1989 roku o godzinie 5 kierowcy pędzący w stronę Londynu autostradą M25 zamarli. Na ich oczach niebo przemierzał trudny do zidentyfikowania obiekt o dziwnym kształcie. Jakby konsternacji było mało, cała jego powierzchnia zachłannie migotała, niepokojąco przypominając sceny z filmu "The Invaders". Policja szybko została poinformowana, że oto nadciąga UFO.

Zobacz wideo Nagrania UFO są autentyczne. Potwierdziło to wojsko USA Wybierz

Najlepsze żarty na prima aprilis. Brytyjczycy zamarli, gdy nad ich głowami przeleciało UFO

Możemy sobie tylko wyobrażać, jak wielkie zdziwienie pojawiło się na twarzy policjanta, który dostał zgłoszenie o "latającym święcącym spodku", który wylądował na polu w Surrey. Funkcjonariusze zostali postawieni do pionu. O incydencie poinformowano także brytyjską armię, a niedługo potem wieści dotarły do wszystkich stacji radiowych i telewizyjnych. Nie było wyjścia. Reakcja okazała się nieunikniona.

W Surrey pojawiły się trzy jednostki policyjne. Służby otoczyły obiekt. Jeden z policjantów, trzymając w trzęsącej się ręce pałkę, zbliżył się do dziwnego obiektu. Nie wiedział właściwie, czego się spodziewać. Nagle drzwi spodka zaczęły się powoli otwierać. Z wewnątrz wydostała dziwna substancja przypominająca dym. Nastała cisza. Wszyscy oczekiwali w napięciu, co stanie się dalej. Wtem ujrzeli postać w srebrnym kostiumie. Pojawiła się i uciekła. Surrey opanował przeraźliwy krzyk obecnych na miejscu służb.

Choć początek tej historii brzmi jak scenariusz dobrego filmu o UFO, okazała się tylko niewinnym żartem. Sprawcą całego zamieszania był miliarder Richard Branson.

Żart "Virgin Galactic" prawie wsadził Bransona do więzienia. Dziś wspomina go z uśmiechem

Świat odetchną z ulgą, gdy okazało się, że srebrnym E.T. okazał się nie kto inny jak Richard Branson, a jego latający spodek - zwykłym balonem. Podobno miliarder planował wylądować w Hyde Parku 1 kwietnia, jednak ze względu na nieustannie zmieniające się warunki pogodowe został zmuszony do przyspieszenia swojego planu.

Na początku policja nie widziała w tym nic zabawnego i zagroziła nam aresztowaniem za marnowanie ich czasu. Na szczęście szybko dołączyli do zabawy i wyszli z uśmiechami na twarzach

- wspomina Richard Branson w artykule dla portalu Virgin. W rzeczywistości jednak policja początkowo nie była tak miła, jak wspomina to miliarder.

To szczęście, że nie doszło do poważnego wypadku. Stworzono zagrożenie dla kierowców, którzy zatrzymywali się, żeby popatrzeć w niebo

- powiedział wówczas w oświadczeniu starszy inspektor Andrew Neilson z komendy policji w Surrey. Ostatecznie jednak Branson nie został aresztowany i z uśmiechem na ustach wspomina dawne czasy. W 2019 roku opublikował na Twitterze wpis, w którym zaznaczył:

Zrobiliśmy kawał i wiele lat temu przelecieliśmy UFO nad Londynem (o nazwie Virgin Galactic Airways). Teraz naprawdę latamy statkami kosmicznymi.
Więcej o: