To, co dzieje się w ostatnim czasie w Sejmie, przyciąga pokaźną publikę, która pokusiła się nawet o dość zabawne stwierdzenie - to prawdziwy "Sejmflix". W poniedziałek 11 grudnia 2023, gdy zakończyła się era rządów PiS, transmisję na popularnej platformie streamingowej z obrad śledziło ponad cztery miliony osób, a sam kanał Sejmu RP na YouTubie ma już ponad 600 tys. subskrypcji. Choć powaga izby nie pozwala na monetyzację, eksperci "Rzeczpospolitej" pokusili się o pewne wyliczenia. Ta bez wątpienia stałaby się potęgą polskiego YouTube'a.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Choć zarobki na platformie zależą od wielu czynników, eksperci twierdzą, że gdyby Sejm zdecydował się na zmonetyzowanie treści, czyli m.in. wyświetlanie reklam, kanał mógłby przynieść ogromne zyski.
Sejm ma sporo wyświetleń, więc można mówić o sumie nawet sześciocyfrowej miesięcznie: powyżej 100 tys. zł
- powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolitą" ekspert komunikacji internetowej i mediów społecznościowych Wojciech Kardyś. Jest jednak pewien warunek. Wyniki musiałby utrzymać się w dłuższym terminie. Zdaniem ekspertów nie jest to takie oczywiste, ponieważ wiele wskazuje na to, że popularność sejmowych transmisji zacznie wkrótce spadać, co jest naturalnym zjawiskiem. Jednak na ten moment liczby wyglądają imponująco. W przypadku zarobków rzędu 100 tys. złotych miesięcznie sejmowy kanał zyskałby ponad milion złotych w ciągu roku.
Kolejną kwestią jest także czas trwania obrad sejmowych, co daje szansę na zwiększoną liczbę reklam.
Biorąc pod uwagę długość obrad, można w nich ulokować kilkukrotnie bloki, więc tę kwotę należy zindeksować. Licząc skromnie - przyjmijmy 60 tys. zł. za jeden materiał
- tłumaczy Mateusz Korowaj, menedżer agencji influencer marketingu Goat. Do tego dochodzą również inne współprace.
Można przyjąć, że dla kanału o podobnych statystykach co Sejm RP rozmowa o lokowaniu zaczęłaby się od 25 tys. zł netto, a stworzenie filmu specjalnie dla klienta od 40 tys. zł. Górna stawka mogłaby sięgać i kilkuset tysięcy zł
- wylicza Korowaj. Choć wspomniane kwoty robią wrażenie, jest to tylko i wyłącznie teoretyzowanie. Ze względu na "powagę instytucji" włączenie monetyzacji, a więc zarabianie na tego typu treściach nie powinno mieć miejsca.