Niemal na każdej Mszy Świętej w kościele przychodzi moment, w którym wierni składają ofiarę w postaci pieniędzy. Są one zbierane do koszyka lub na tzw. tacę. Wiele osób nie decyduje się na taki datek, myśląc, że pieniądze są przeznaczane na pensję dla duchownych. Mało kto jednak wie, na co tak naprawdę są potrzebne.
Na temat ofiary pieniężnej zbieranej podczas Mszy Świętej urosło w ostatnich latach wiele mitów. Niektórzy nie wiedzą, czy składanie datków jest obowiązkowe. Otóż nie - jest to dobrowolne i nikt nie może oczekiwać od nikogo takiego wydatku. Nie ma też określonej minimalnej kwoty, jaką należy przekazać, co oznacza, że może to być zarówno 1 zł, jak i 100 zł. Wiele osób myśli, że z tych pieniędzy wypłaca się pensje dla księży. To popularny mit, który nie ma nic wspólnego z prawdą. Księża nie ukrywają jednak, że datki są przekazywane na konkretne cele - związane przede wszystkim z utrzymaniem kościoła i pokryciem bieżących potrzeb. Finanse pomagają w opłaceniu rachunków za prąd, gaz, wodę i ogrzewanie, a także na różnego rodzaju remonty. Część pieniędzy przeznacza się także na wypłaty dla osób, które pracują na terenie kościoła, ale nie są one duchownymi.
Do tego dochodzi zakup kwiatów do kościoła, komunikantów czy przyborów do kancelarii. Energia elektryczna to koszt kilku tysięcy złotych rocznie. Podobnie jak ogrzewanie kościoła i plebanii. Pensje dla organisty, kościelnego czy pań dbających o porządek w kościele to rocznie ponad 80 tys. zł
- powiedział pewien proboszcz w rozmowie z Onetem.
Mimo datków wiernych niektóre parafie mierzą się z problemami finansowymi. W ostatnim czasie wiele osób odeszło z Kościoła, co skutkuje niższą frekwencją na Mszach Świętych. Z informacji przekazanych przez Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że na przestrzeni ostatnich 30 lat tylko 84 proc. osób deklaruje się jako osoby wierzące. Wcześniej było to aż 94 proc. O wiele większa zmiana nastąpiła w kwestii uczęszczania na msze święte. Tu zanotowano spadek z 74 proc. na jedynie 42 proc. Największą zmianę widać wśród młodszego pokolenia.
Mnie to nawet nie dziwi. Młodzież straciła zaufanie do Kościoła, odrzuca tę instytucję, więc wymyśla sobie coś innego, pośrednie formy, bo spotkać się każdy lubi. Starsze pokolenie nie potrafi młodszemu przekazać, co jest istotne w pasterce, w religijności. Kościół generalnie posługuje się językiem nakazowo-oceniającym, a nie wszyscy to akceptują. Z drugiej strony, ludzie wybierają z tradycji to, co jest atrakcyjne, czyli spotkania w szerszym gronie
- mówił ks. Jarosław Naliwajko w rozmowie z WP Kobieta.