Choć może wydać się to nieprawdopodobne, od premiery polskiej komedii "Dzień świra", która miała miejsce 7 czerwca 2002 roku, minęły już 22 lata. To właśnie z roli Adasia Miauczyńskiego najbardziej znany jest popularny aktor Marek Kondrat. Co ciekawe, odgrywana postać wyjątkowo męczyła artystę. O wszystkim opowiedział w jednym z wywiadów.
7 czerwca 2002 roku miała miejsce światowa oraz polska premiera kinowa filmu "Dzień świra". Produkcja Marka Koterskiego była ekranizacją sztuki teatralnej pod tym samym tytułem. W rolę głównego bohatera, Adasia Miauczyńskiego wciela się znany i lubiany Marek Kondrat. Jakiś czas temu jednak aktor zdradził, że wcale nie było to dla niego przyjemne przeżycie. Zapytany przez Magdalenę Felis z magazynu Viva o najbardziej wycieńczającą postać, Adasia podał bez wahania.
Jak bardzo kosztowne to było przeżycie, odkryłem właściwie już w trakcie zdjęć, kiedy po półmetku mówiłem Markowi Koterskiemu, że go zabiję deską z gwoździem, jeśli jeszcze chwilę będziemy pracowali razem.
- zażartował Kondrat. Co ciekawe, nie chodzi jedynie o to, że bohaterem jest samotny i sfrustrowany nauczyciel języka polskiego, który za wszelką cenę chce uchronić syna od powielenia jego błędów i podzielenia losu. Większym problemem okazały się być niektóre sceny.
Do wszystkich emocjonalnych eksperymentów, które – jak się okazało – angażowały bardzo głębokie prywatne pokłady, dochodziła obscena niektórych scen. Wystarczy, że sobie wyobrazimy, jak wygląda scena wypróżniania się pod krzakiem, kiedy dzieje się to na prawdziwym osiedlu. Albo scena, w której krzyczę obelżywe słowa do robotników, rozbijających młotem chodnik, a z okna obok odzywa się starsza pani: "Panie Marku, niechże się pan uspokoi! Oni tak codziennie walą".
- tłumaczył aktor. Być może niektórym wydaje się, że praca aktora jest łatwa, ale Marek Kondrat dosadnie stwierdził, że znalezienie równowagi między graniem a realnym życiem jest naprawdę trudne.
Nie tylko postać Adasia Miauczyńskiego okazała się wyjątkowo trudna do odegrania. Marek Kondrat ma na swoim koncie naprawdę sporo, zapamiętanych przez widzów, roli. Mało kto wie jednak, ile niektóre z nich go kosztowały.
Najtrudniej w tym zawodzie jest znaleźć równowagę między sceną czy planem filmowym a życiem. Żeby nie powielać planu w życiu, umieć być wśród ludzi zwyczajnie. Przebywanie w roli, mimo że jest doraźne, ma niezwykle wysoką amplitudę emocjonalną. Człowiek, wcielając się w czyjeś życie, żeby być przekonującym, łapie pewne cechy tej obcej postaci albo odnajduje w sobie jakieś do niej podobieństwa. To są zdarzenia często niebezpieczne.
- wyznaje w dalszej części wywiadu dla Vivy. Zwraca również uwagę na to, że praca aktora to życie w ciągłym biegu.
To są męczące hausty. Coś niesłychanie demolującego. A potem pojawiają się nowe telefony, jakiś nowy tytuł, wyobraźnia zaczyna pędzić. Jest zresztą na ogół o wiele ciekawsza niż sama realizacja. Potem następuje to spełnienie i tak dalej, i tak dalej. Jeżeli dobrze kojarzę, mam ponad sto takich zdarzeń na planie filmowym, to można sobie wyobrazić częstotliwość: mniej więcej pół roku normalnego życia, pół roku przed kamerą. To jest wycieńczające.
- podsumował. Być może między innymi dlatego Marek Kondrat już wiele lat temu porzucił aktorstwo. Zajął się z kolei biznesem winiarskim, a swoje sklepy prowadzi największych miastach w Polsce.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.