W zeszłym tygodniu oczy całego świata były skupione na spektakularnej ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich. Po raz pierwszy w historii uroczystości nie odbywały się na stadionie, a na rzece. Kadry narodowe zaprezentowano na łodziach płynących po Sekwanie, pojawili się też specjalni goście i zamaskowana amazonka pędząca na koniu po wodzie. Nie da się ukryć, że rzeka jest naturalną ozdobą tego miasta, jednak wkrótce może stracić swój urok.
W środę 31 lipca na igrzyskach olimpijskich w Paryżu odbyły się zawody thriatlonu. Tym, co najbardziej zaskoczyło widzów, nie były same umiejętności sportowe olimpijczyków, ale przede wszystkim fakt, że pływali w Sekwanie. Na pierwszy rzut oka mogło się to wydawać absurdalne, ponieważ przez ostatnie sto lat twierdzono, że woda w rzece jest zbyt zanieczyszczona, by można było do niej wchodzić. Organizując zawody w tak nietypowym miejscu Francja chciała ogłosić, że udało się oczyścić naturalny zabytek Paryża. Kilka dni wcześniej ministerka sportu Amelie Oudea-Castera i obecna mer stolicy Anne Hidalgo wskoczyły nawet do wody, by pokazać, że jest ona bezpieczna. Jak podaje TVP Sport, oczyszczanie Sekwany rozpoczęto już kilka lat wcześniej, a cały proces pochłonął około 1,5 miliarda euro. Wszystko jednak na nic. Zawodnicy po wyjściu z wody odczuli poważne problemy ze zdrowiem.
Problemy z wodą w Sekwanie wyszły na jaw już kilka dni wcześniej. Z tego powodu odwołano parę treningów, a zawody mężczyzn przełożono z wtorku na środę. Niestety Francuzi nie przygotowali sobie planu B i mimo to pozwolili olimpijczykom na rywalizację w rzece. Stwierdzono, że stężenie bakterii E. coli jest na tyle małe, że woda będzie dla nich bezpieczna. Z samego rana wystartowały panie, a po południu przyszedł czas na mężczyzn. Wszystko zapowiadało się dobrze, dopóki wyścigu nie ukończył reprezentant Kanady Tyler Mislawchuk. Po przekroczeniu mety mężczyzna zaczął wymiotować. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy był to efekt dużego wysiłku, czy zanieczyszczenia Sekwany. Kwestia czystości rzeki pozostaje jednak pod znakiem zapytania i wywołała spore kontrowersje.
Nie przyszedłem tu po miejsce w pierwszej dziesiątce, ale dałem z siebie wszystko, co mogłem. Chciałem tego, nie żałuję - wymiotowałem dziesięć razy
- powiedział Tyler Mislawchuk, cytowany przez "Daily Mail".
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.