Szymon Hołownia zapowiedział, że pierwsze posiedzenie w Sejmie na temat liberalizacji praw aborcyjnych odbędzie się dopiero 11 kwietnia, czyli po pierwszej turze wyborów samorządowych. Warto zaznaczyć, że pierwotnie tego typu projekty miały być omawiane na posiedzeniach zaplanowanych na 6-8 marca 2024 roku. Decyzja marszałka spowodowała, że na sali sejmowej wybuchła niemała burza, a szefowa klubu Lewicy wnioskowała nawet o zamknięcie posiedzenia. Ostatecznie między Szymonem Hołownią a Anną Marią Żukowską doszło do intensywnej wymiany zdań. Całej sytuacji dokładnie przyjrzał się ekspert do mowy ciała Maurycy Seweryn.
Po tym, jak Szymon Hołownia ogłosił swoją decyzję, przewodnicząca klubu Lewicy wniosła o zamknięcie posiedzenia przez odwlekanie rozpoczęcia prac nad przepisami o zmianach w prawie aborcyjnym. Z mównicy skierowała słowa do marszałka Sejmu, twierdząc, że czerwona błyskawica tym razem będzie wymierzona w jego stronę.
Dobrze, przyjąłem to do wiadomości. (...) Chcę poinformować po raz kolejny, bo może nie zostało to dość jasno zakomunikowane, że twierdzenie, iż te projekty nie będą rozpatrywane w tym Sejmie, jest błędne. Została wyznaczona data, kiedy będą one rozpatrywane. Jakaś data musi być. To datą jest 11 kwietnia
- wyjaśnił Hołownia. W trakcie tej wypowiedzi niezwykle starał się ukryć swoje emocje, jednakże - zdaniem Maurycego Seweryna - nie do końca mu się to udało.
Na prośbę Plejady Maurycy Seweryn dokładnie przeanalizował zachowanie Szymona Hołowni i doszedł do wniosku, że polityk krył swoje zdenerwowanie. Choć starał się być opanowany, miały władać nim spore emocje.
Sekwencja zachowań marszałka przebiegała dosyć standardowo, jeśli chodzi o osobę, które są zdenerwowane i przejęte, ale starają się to ukryć
- powiedział ekspert. Co więcej, jego zachowanie wskazuje na to, że wymiana z dań z przewodniczącą Lewicy wywołała u niego niezadowolenie.
Dotykał przestrzeni w okolicach szyi, jako sygnał zagrożenia - to właśnie tam są newralgiczne punkty naszego ciała. Jednocześnie stosował gest tzw. pięści, czyli gest sygnalizujący złość. Dodatkowo zasłaniał ciało lewą ręką
- dodał. Marszałek miał być na tyle wyprowadzony z równowagi, że niemalże rzucił teczką, którą otrzymał właśnie od posłanki Lewicy. Choć do tej pory Szymon Hołownia był znany z wręcz stoickiego spokoju, konfrontacja w sprawie liberalizacji praw aborcyjnych wywołała u niego tak wiele emocji, że siła gestu (łapanie się za nadgarstek), była wyjątkowo duża.
Kiedy po konfrontacji polityk przemawiał do zgromadzonych, zaczął używać silnych gestów - to były gesty kontroli, które polegają na tym, że osoba, która nie chce zdradzić swoich emocji, np. złości, agresji, wrogości, lekceważenia, niechęci, chwyta się, w przypadku mężczyzny, za nadgarstek. Siła tego gestu była bardzo duża, gdyż rzadko zdarza się u pana Hołowni, że tak mocno ściska nadgarstek albo dłoń, że aż pojawiają się białe i czerwone plamy - one pojawiły się na jego dłoni
- powiedział Seweryn. Co więcej, marszałek miał używać gestu perswazyjnego, czyli gestu dominacji, aby podkreślić moc i przewagę swoich słów. Hołownia prezentował styl nieznoszący sprzeciwu oraz mentorski, który miał nauczyć jego przeciwników, jak należy podchodzić do pewnych spraw.
Kolejne gesty, które stosował pan marszałek, to były gesty grożenia, to takie wytykanie palcami. Trochę to przypominało Nikodema Dyzmę, który bardzo często stosował ten gest w swoich wystąpieniach w filmie fabularnym. Ten gest również służy do tego, żeby podkreślać znaczenie wypowiadanych słów
- ocenił dla Plejady.