Wczoraj informowaliśmy o tym, że bardzo trudne warunki panują w Małopolsce, gdzie mogła nawet pojawić się trąba powietrzna. Jednocześnie podkreślaliśmy, że w innych częściach kraju również należy zachować czujność. Wczoraj mogli przekonać się o tym mieszkańcy Warszawy i nie tylko, a mazowieccy strażacy mieli w związku z tym ręce pełne roboty.
Burze, które przeszły przez województwo mazowieckie 11 lipca, wyrządziły wiele szkód. Sieć Obserwatorów Burz w swoich mediach społecznościowych dzieliła się zdjęciami i nagraniami ukazującymi ulewy, zalane ulice, a także dużych rozmiarów grad.
Najwięcej zgłoszeń napłynęło z powiatu piaseczyńskiego, pruszkowskiego oraz Warszawy. Tylko w samej stolicy było ich ponad 100
- przekazał nam w rozmowie Rzecznik Prasowy Mazowieckiego Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej, bryg. Karol Kroć.
Interwencje strażaków najczęściej dotyczyły zalań, choć pojawiały się też inne działania. Silny wiatr uszkadzał zarówno drzewa, jak i domy. Ponadto część mieszkańców była wczoraj pozbawiona prądu.
W całym województwie mazowieckim było 1000 zgłoszeń. Strażacy byli informowani o połamanych drzewach, zerwanych dachach, liniach elektrycznych oraz podtopieniach kondygnacji podziemnych. Prace strażaków opierały się głównie na pompowaniu wody z zalanych posesji
- precyzuje bryg. Kroć. Część podtopień dotyczyła podziemnych parkingów, jak w przypadku Centrum Handlowego Janki.
Dobrą informacją jest to, że straty nie dotyczyły ludzi. Strażacy nie otrzymali żadnych informacji na temat poszkodowanych osób. Mimo wszystko kolejne dni wciąż mogą być trudne.
Przed niebezpiecznymi zjawiskami pogodowymi w piątek przestrzega TVN24. Jak wyjaśniał w programie "Wstajesz i wiesz" prezenter tvnmeteo.pl Tomasz Wasilewski, wiąże się to z nadejściem kolejnego frontu atmosferycznego. Znajdujący się obecnie nad Czechami niż i towarzyszący mu front atmosferyczny będą przechodzić nad południową Polską. To fragment dłuższego systemu frontów i to właśnie on był odpowiedzialny za czwartkowe nawałnice i ulewy.
To jest front, który rozdziela dwie różne masy powietrza. [Na południu Europy - przyp. red.] płynie gorące powietrze, a tutaj, na północy kontynentu, zdecydowanie chłodniejsza masa powietrza. My jesteśmy w tej strefie granicznej
- wyjaśniał Wasilewski. Taka granica sprzyja powstawaniu chmur burzowych i występowaniu gwałtownych zjawisk.
Najniebezpieczniej ma być na południu i południowym zachodzie Polski, w pasie od Ziemi Lubuskiej aż po Podkarpacie. Opady deszczu mogą wynieść tam nawet 50 litrów wody na metr kwadratowy, a wiatr może osiągać do 100 kilometrów na godzinę.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.