Osoby z niepełnosprawnością często spotykają się z trudnościami, ale w wielu przypadkach mogą liczyć na pomoc innych. Na takową liczył też pan Tomasz, który na początku lipca planował podróż do Wielkiej Brytanii z lotniska w Gdańsku. Ostatecznie jednak do celu dotarł z kilkudniowym opóźnieniem. Według przewoźnika wina leży po jego stronie.
Pan Tomasz poinformował o swoich doświadczeniach na gdańskim lotnisku w liście opublikowanym przez redakcję portalu trojmiasto.pl. Mężczyzna od 20 lat mieszka na stałe w Wielkiej Brytanii. Od kilku lat wymaga opieki medycznej, ale jego stan zdrowia pozwala mu na odbywanie krótkich podróży lotniczych. W związku z tym zakupił bilety na loty Bristol-Gdańsk-Bristol w linii Ryanair, zaznaczając przy tym opcję pomocy asystenta przy dotarciu z terminalu do właściwego gate'u. Podróż powrotna na Wyspy miała odbyć się 1 lipca 2024 roku. W tym dniu pan Tomasz czuł się jednak na tyle dobrze, że poinformował ustnie obsługę bezpieczeństwa, że nie potrzebuje wspomnianej opieki. Na miejsce dotarł więc samodzielnie mniej więcej 90 minut przed wylotem.
Po rozpoczęciu wpuszczania pasażerów do właściwego rękawa wylotowego zostałem ostatecznie odprawiony i zacząłem iść w stronę samolotu. Jednak pani sprawdzająca moją kartę pokładową zawołała mnie i cofnęła z rękawa, gdy wyświetlił jej się komunikat o zgłoszonej prośbie pomocy w dotarciu do gate'u wylotowego. Wytłumaczyłem, że nie potrzebuję pomocy przy wejściu do samolotu, ale pani z obsługi zaproponowała mi taką pomoc, na co przystałem
- relacjonuje w swoim liście pan Tomasz. Mężczyzna został poproszony o zajęcie miejsca siedzącego "około 3-5 metrów od gate'u" i oczekiwanie na informację o możliwości ponownego wejścia do rękawa i do samolotu. Jednocześnie podkreśla, że cały czas miał kontakt wzrokowy z panią z obsługi, która poinformowała go również, że ostatecznie został już odprawiony. Mimo to nikt później już się nie pojawił, a po pewnym czasie pozostawiony pasażer zauważył, że rękaw został zamknięty. Jak odniosła się do tego obsługa lotniska?
Pan Tomasz wkrótce dowiedział się, że wejście na pokład jego samolotu już się zakończyło i w związku z tym musiał zarezerwować lot 4 lipca, uiszczając przy tym opłatę w wysokości 100 funtów (nieco ponad 500 złotych). Zagwarantowano mu jedynie darmowy przejazd taksówką do hotelu. Portal trojmiasto.pl zwrócił się także z prośbą o komentarz do biura prasowego Ryanair. Przewoźnik wskazuje jednak, że całkowitą winę ponosi podróżny. Z przesłanej odpowiedzi dowiadujemy się, że pasażer "nie stawił się przy bramce do wejścia na pokład i spóźnił się na lot z Gdańska do Bristolu (1 lipca)".
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.