Koszmar z ulicy Gibalskiego. W jego mieszkaniu powstał "dywan" z prusaków

Ich sąsiad jest strasznym zbieraczem, a z jego mieszkania karaluchy przechodzą do wszystkich naokoło. Zaalarmowane służby nie są w stanie sobie z nim poradzić, więc koszmar może ciągnąć się latami. Najgorsze jest to, że ze stresu nie mogą spać po nocach. Historia z warszawskiego osiedla brzmi jak najgorszy koszmar.

Problem z sąsiadem, który nie utrzymuje czystości w mieszkaniu ciągnie się już od roku. Lokatorzy bloku na ulicy Gibalskiego w Warszawie mają już wszystkiego dosyć, gdy w ich progach pojawiają się niechciane karaluchy. Nie mogą spać po nocach lub wyjeżdżają z własnego domu. Wszystko zaczęło się zaraz po tym, jak starszy pan się wprowadził. Dostał bowiem mieszkanie socjalne, a urzędnicy nie są w stanie im z nim pomóc.

Zobacz wideo Testujemy dania z robakami. Czy nam smakowało?

Karaluch w domu to prawdziwa zmora. Ich sąsiad ma w mieszkaniu całą masę

Mieszkanka warszawskiego bloku na ulicy Gibalskiego od roku przeżywa prawdziwy koszmar. Codzienność lokatorów zmieniła się w piekło, odkąd zamieszkał obok nich starszy pan. Okazało się, że zupełnie nie dba o siebie, a w domu zrobił sobie śmietnisko. Problem w tym, że robactwo żerujące na brudzie przechodzi również do okolicznych mieszkań.

Jest to dość konkretny problem. My mieszkamy nad sąsiadem, w związku z tym robactwo z jego domu przechodzi do nas. I nie tylko do nas. Narzekają już mieszkańcy klatki obok. Od sąsiadki usłyszałam, że w nocy śpi godzinę, może półtorej. Ciągle patrzy na okno, czy do jej mieszkania nic nie wchodzi. Też mam problem z zaśnięciem, robię to samo. Wielokrotnie wychodziłam z mieszkania z płaczem. Kiedy widzę robaki chodzące po ścianie, to mnie dobija. (...) W domu mamy zapach jak ze śmietnika. Nie możemy otworzyć okna, pooddychać świeżym powietrzem, zjeść, nie da się. Musieliśmy zainwestować w klimatyzatory.

- opowiada mieszkanka, pani Julia w rozmowie dla TVN24. Problem trwa już od roku. Wszystko zaczęło się gdy do bloku wprowadził się nowy lokator, który otrzymał mieszkanie socjalne. Najpierw sąsiedzi wyczuli smród, później pojawiły się robale. Niestety dezynsekcja niewiele daje.

Próbowaliśmy już chyba wszystkiego. (...) To nie jest jedna dezynsekcja, dwie. Korzystamy z tej usługi notorycznie. Kupujemy bomby na pluskwy, które działają też na prusaki. Do tego psikacze, pułapki. Sąsiadka mi wczoraj poleciła kolejny specyfik. Jej z kolei polecił go inny znajomy, po tym jak pokazała mu pogryzienia na nogach. Były też domowe sposoby. Liście laurowe nie pomogły.

- mówi pani Julia. Obecnie jest zmuszona wraz ze swoim partnerem wyremontować mieszkanie po to, by je maksymalnie uszczelnić.

Zauważyliśmy dziurki, którymi robaki mogły do nas przechodzić. Cały czas z tym walczymy. Od miesiąca tutaj nie mieszkam. Ostatnio, po trzech tygodniach, usiłowałam wrócić do domu. Był wieczór, byłam sama w mieszkaniu. Nagle zobaczyłam jak robaki chodzą po ścianie, jeden, drugi. Wyszłam.

- podsumowuje załamana. Co jednak z problematycznym sąsiadem? Okazuje się, że niewiele można zrobić.

Prusaki są już wszędzie, a koszmar może trwać latami. Sąsiad nie otwiera drzwi i nie ma z nim kontaktu

Sąsiad nie otwiera drzwi, ani nie ma z nim kontaktu. W czerwcu mieszkańcy wysłali pierwsze pismo do administracji budynku, ale do tej pory nie otrzymali konkretnej odpowiedzi. Skontaktowali się także z ośrodkiem opieki społecznej.

Usłyszałam, że będą działać na naszą korzyść, ale wciąż informacji nie mamy. Póki jest jak jest, ja nie wracam do mieszkania. Tak się nie da żyć.

– mówi mieszkanka. Działania w tej sprawie podjęły również same władze miasta, ale i to nie pomogło. Pracownicy Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami Wola starali się nakłonić starszego mężczyznę, aby wpuścił ekipę od dezynsekcji, ale nie chciał ich wpuścić. Porozmawiał dopiero z dzielnicową, choć niechętnie.

Dzielnicowa kontaktowała się z mieszkańcami zainteresowanymi rozwiązaniem trudnej sytuacji, rozmawiała również z lokatorem, informowała o sytuacji instytucje w celu podjęcia działań kompetencyjnych. Wspólnie z pracownikami Ośrodka Pomocy Społecznej udzieliła wsparcia i pomocy lokatorowi. Rejon jest nadzorowany, policjantka jest w kontakcie z zarządcą budynku. 

- zdradziła dla TVN24 pani Marta Sulowska, rzeczniczka wolskiej policji. Niestety niewiele można zdziałać bez współpracy ze strony lokatora, gdyż na dezynsekcję potrzebna jest zgoda najemcy. Tej zaś uciążliwy sąsiad nie chce udzielić. Koszmar na ulicy Gibalskiego może więc trwać latami.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.