Konserwator zatrudniony w Muzeum LAM w Lisse w Holandii był przekonany, że zebrał śmieci zalegające w windzie. Okazało się jednak, że do kosza trafiło dzieło sztuk. O zdarzeniu poinformowano 1 października 2024 roku na Instagramie muzeum.
Sztuka współczesna wyróżnia się połączeniem różnych dziedzin, takich jak malarstwo, rzeźba czy instalacja artystyczna. Wspomniane zgniecione puszki to dzieło francuskiego artysty Alexandre'a Laveta zatytułowane "All the Good Times We Had Together". Choć pozornie wyglądają jak dwie zwykłe puszki, w rzeczywistości są to obrazy namalowane farbą akrylową na aluminium.
Obrazy te są hołdem dla brukselskich ulic, pracowni artystycznych, mieszkań przyjaciół, przyjęć, wernisaży w galeriach i przestrzeniach prowadzonych przez artystów oraz dla tego wspólnego i znajomego obiektu, który łączy ludzi i przyjaciół
- czytamy w opisie dzieła na stronie artysty. Powstało ono krótko po jego przybyciu do Brukseli, w związku z czym ma dla niego dużą wartość sentymentalną. Dla osoby postronnej może to być jednak trudne do odczytania, zwłaszcza że holenderskie muzeum lubi wystawiać prezentowane eksponaty w różnych zaskakujących miejscach. Jak donosi "The Guardian", tym razem puszki umieszczono w windzie muzeum, jakby zostały zostawione przez pracowników budowlanych. Wrażenie to było na tyle przekonujące, że konserwator bez namysłu je wyrzucił. Co ciekawe, brak dzieła nie od razu zauważono.
Kuratorka wystawy Elisah van den Bergh miała w tym czasie krótką przerwę, ale po powrocie do pracy to właśnie ona odkryła zniknięcie puszek Laveta. W ostatniej chwili udało jej się wydobyć je z kosza na śmieci, o dziwo w nienaruszonym stanie. Póki co dzieło zostało wyczyszczone i umieszczone na cokole przy wejściu do muzeum. Niemniej to prawdopodobnie nie potrwa długo, choć tym razem nowe nietypowe miejsce na wystawę może być wybierane ostrożniej.
Nasza sztuka zachęca odwiedzających do spojrzenia na codzienne przedmioty w nowym świetle. Prezentując dzieła sztuki w nieoczekiwanych miejscach, wzmacniamy to doświadczenie i utrzymujemy widzów w napięciu
- wyjaśnia dyrektorka placówki Sietske van Zanten, cytowana przez "The Guardian". Jednocześnie podkreśla, że muzeum nie żywi urazy do konserwatora, który w placówce zatrudniony jest od niedawna i po prostu wykonywał swoją pracę.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.