Po latach zaniedbań i chaotycznych przeróbek mezonetowiec przy ulicy Kołłątaja we Wrocławiu ponownie przyciąga uwagę. Dziś, po kosztownej renowacji, budynek nie tylko zachwyca estetyką, ale także przypomina o swoim wyjątkowym znaczeniu. To jeden z najciekawszych przykładów powojennej architektury w Polsce. Zaprojektowany w latach 50. jako symbol modernistycznych aspiracji, odradza się, ukazując wizjonerskie inspiracje i ambitne założenia konstrukcyjne, które wyprzedzały swoją epokę.
Historia mezonetowca sięga roku 1958, gdy planiści Jadwiga Grabowska-Hawrylak, Edmund Frąckiewicz oraz Maria i Igor Tawryczewscy rozpoczęli prace nad nowoczesnym kompleksem mieszkalnym. Inspirowali się ideą Unité d'Habitation, czyli słynnych projektów Le Corbusiera - jednego z najbardziej wpływowych architektów XX wieku - które miały zapewniać najemcom namiastkę samowystarczalności. Jednostki wielkiego Corbu były tworzone jako obiekty wyposażone w przedszkola, sklepy, punkty usługowe, sale restauracyjne, kawiarnie, a nawet hotele dla gości odwiedzających mieszkańców. Na dachach planowano ogrody, a wnętrza lokali urządzano według nowego wzorca – tak zwanego modulora. Choć same apartamenty nie były zbyt przestronne, ich dwupoziomowa konstrukcja, określana mianem maisonnette, wyróżniała się nowatorskim podejściem do funkcjonalności. Pierwsza jednostka mieszkaniowa według konceptu Szwajcara powstała w 1947 roku w Marsylii (Francja). Kolejne budynki zrealizowano w Berlinie (Niemcy), Nantes i Firminy (Francja). Mimo początkowego entuzjazmu lokatorzy szybko odkryli, że wizjonerskie idee twórcy nie zawsze sprawdzają się w praktyce. Marsylski budynek, choć innowacyjny, zyskał wśród najemców przewrotny przydomek "La Maison du Fada", czyli "Dom szaleńców".
Wrocławska rezydencja, choć mniejsza i skromniejsza, również wprowadzała nowatorskie rozwiązania - wewnętrzne korytarze zastąpiono ciągnącymi się wzdłuż całego obiektu galeriami (typ bloku, w którym do mieszkań wchodzi się poprzez otwarty ciąg komunikacyjny), a lokale zaprojektowano w układzie dwupoziomowym. Na dole znajdowały się kuchnia, salon i toaleta, na górze – sypialnia, łazienka oraz balkon. Cel architektów, jakim było stworzenie namiastki domu jednorodzinnego w samym sercu miasta, bez wątpienia został osiągnięty. Mezonetowiec stał się prawdziwą sensacją i wzbudził ogromne zainteresowanie wrocławian. Każdy marzył o tym, by tu zamieszkać, jednak jedynie nieliczni mieli taką możliwość. O budynku z entuzjazmem pisała prasa zarówno w Polsce, jak i za granicą. Oddany do użytku w 1960 roku, budził nadzieję, że w okolicy pojawią się kolejne, równie innowacyjne inwestycje. Niestety, tych oczekiwań nie udało się spełnić.
Dostaliśmy działkę, która była bardzo wąska, dlatego uznaliśmy, że galeriowiec będzie najlepszym typem zabudowy. [...] Ponieważ nie było możliwości budowania domów jednorodzinnych, pomyśleliśmy, że zaprojektujemy budynek wysoki, w którym będą mieszkania podobne do domów
- mówiła przed laty architektka, Jadwiga Grabowska-Hawrylak, cytowana przez portal architekturaibiznes.pl.
Po latach zaniedbań i stopniowego niszczenia mezonetowiec niemal całkowicie utracił swoją świetność. Blok, który niegdyś był symbolem nowoczesnej architektury, z czasem stał się przykładem chaotycznych przeróbek dokonywanych przez mieszkańców. Zwrot akcji nastąpił w 2016 roku, gdy Wrocław uzyskał tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. W tym czasie fundacja Jednostka Architektury, działająca pod patronatem Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak, wydała publikację poświęconą budynkowi, co zwróciło uwagę na jego wyjątkową wartość. Udało się zdobyć środki na projekt remontu elewacji. Koncept wykonawczy został przygotowany przez Martę Mnich i Grzegorza Kaczmarowskiego z pracowni VROA. Prace renowacyjne wystartowały w 2020 roku i skupiły się na zachowaniu oryginalnego charakteru budynku przy jednoczesnym dostosowaniu go do współczesnych standardów. Wymieniono elektrykę, zmodernizowano system odwodnienia galerii, a także odnowiono elewację i balkony, których sufity zdobi teraz słoneczna żółć. Zainstalowano również nowe balustrady, okna i drzwi, a posadzki wykonano z eleganckiego lastryko. Całkowity koszt remontu wyniósł około 11 milionów złotych. Z tej kwoty ponad 8 milionów złotych pochodziło z budżetu miasta, a pozostałe środki z funduszy wspólnot mieszkaniowych zarządzających budynkiem. Dziś blok na nowo zdobi prowadzącą do dworca ulicę Kołłątaja, będąc wizytówką odradzającego się modernizmu. Na koniec warto wspomnieć, że w 2017 roku obiekt wpisano do rejestru zabytków.
Jeszcze kilka lat temu mezonetowiec budził bardziej współczucie niż podziw – zaniedbany, z chaotycznymi przeróbkami, wydawał się reliktem przeszłości. Po zakończeniu prac budynek zyskał jednorodną kolorystykę, spójność stylistyczną i nowoczesne wykończenie, które przywróciło mu status perełki powojennej architektury. Mieszkańcy mogą cieszyć się nie tylko odświeżonymi wnętrzami, ale także poprawioną funkcjonalnością obiektu. Blok stał się atrakcyjnym punktem na mapie miasta, przyciągającym miłośników architektury i turystów. Remont tego wyjątkowego galeriowca pokazuje, że nawet najbardziej zaniedbane zabytki mogą odzyskać dawny blask, jeśli tylko znajdą się odpowiednie środki i zaangażowanie.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.