Nietypowa inicjatywa została podjęta przez władzę Austrii. Przedstawili oni ofertę zakładającą, że każda osoba, która zrobi sobie określony tatuaż, będzie mogła za darmo podróżować komunikacją miejską. Projekt ten dość mocno podzielił opinię publiczną.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Władze Austrii podzieliły się kontrowersyjnym pomysłem, głoszącym, że każda osoba, która zdecyduje się na wytatuowanie sobie napisu "Kimaticket", czyli z nazwą ogólnokrajowego systemu transportu publicznego, będzie mogła poruszać się nim za darmo. Śmiałkowie, którzy się na to zdecydują, mogą dostać nawet rok darmowych przejazdów. Oferta dotyczy zarówno autobusów i metra, jak i pociągów. Ta propozycja wzbudziła niemałe kontrowersje i spotkała się z krytyką na mediach społecznościowych i ze strony austriackich parlamentarzystów. Baner, który promuje akcję, pojawił się tego lata na całej masie wydarzeń. Widnieje na nim napis "Aktion geht unter die Haut" czyli "Akcja, która wchodzi za skórę". Nagrodą za tatuaż jest rok darmowych przejazdów komunikacją miejską po całej Austrii. Twórcy kampanii twierdzą, że tego lata sześć osób, po trzy na każdym festiwalu, zrobiło sobie tatuaż i otrzymało bezpłatny bilet. Festiwalowiczom oferowano również inne projekty tatuaży związane z transportem publicznym, zrównoważonym rozwojem i zmianami klimatycznymi.
Pomysłodawczynią tej kontrowersyjnej inicjatywy była Leonore Gewessler, austriacka polityczka z partii Zielonych, a także ministra Działań Klimatycznych, Środowiska, Energii, Mobilności, Innowacji i Technologii w obecnym rządzie. Oferta bezpłatnych przejazdów w zamian za wykonanie tatuażu nie jest jednak dostępna dla wszystkich. Ogranicza się ona do pierwszych trzech osób, które się na niego zdecydują, na danym wydarzeniu. Pomysł pani polityk nie spotkał się jednak z aprobatą społeczeństwa. Jeden z użytkowników Instagrama zapytał nawet:
Czy to takie wzorowe działanie? Motywowanie młodych dorosłych do zrobienia tatuaży?
Krytycy pomysłu zarzucają Gewessler wykorzystywanie młodych ludzi i ich skóry do promowania swojej polityki. Ministra tłumaczyła się jednak w lokalnej stacji telewizyjnej. Według niej kampania została przeprowadzona "z wielką starannością". Powiedziała również, że większość osób, które zdecydowało się wziąć udział w akcji, miała już wcześniej tatuaże.