Lot samolotem dla wielu oznacza spory stres związany z obawą o własne życie. Choć katastrofy lotnicze są rzadkością i znacznie większe niebezpieczeństwo stanowi transport lądowy, ludzie nie mają w zwyczaju ufać tym potężnym maszynom. Pasażerowie dreamlinera linii Air France na własnej skórze zaznali, co oznacza usterka samolotu i rozpoczęcie procedury awaryjnego lądowania. Na szczęście skończyło się jedynie na strachu oraz ponad 11-godzinnym opóźnieniu.
Lot linii Air France rozpoczął się we wtorek około godziny 10:45 na lotnisku Charles'a de Gaulle'a. Miał potrwać około 10,5 godziny i zakończyć się w Seattle. Nikt nie mógł przewidzieć, że w trakcie dojdzie do prawdziwych komplikacji i nieplanowanego lądowania. Po sześciu godzinach od startu zarówno w kokpicie pilotów, jak i całej kabinie zaczął być wyczuwalny niepokojący zapach spalenizny. Stwierdzono, że po samolocie rozprzestrzenia się dym, który może wiązać się z usterką. Wtedy personel podjął decyzję o awaryjnym lądowaniu na najbliższym dostępnym lotnisku. Te znajdowało się w Iqaluit, czyli mieście znanym jako kanadyjska stolica Arktyki, które znajduje się na południowym wybrzeżu Ziemi Bafina, na końcu Zatoki Frobishera. Choć samolot musiał pokonać dodatkową godzinę drogi - ku uciesze wszystkich - maszynę udało się bezpiecznie posadzić na ziemi. Wtedy też uruchomiono akcję ratunkową dla pasażerów i załogi, która polegała na zorganizowaniu transportu do miejsca docelowego. Z powodu braku inżynierów na lotnisku w Iqaluit, dreamliner linii Air France nie mógł ponownie wzbić się w powietrze.
W związku z tym, że samolot został uziemiony w Iqaluit, pasażerowie musieli uzbroić się w cierpliwość i czekać na dalsze polecenia. Przewoźnik podjął decyzję, że odwoła jeden z planowanych lotów między Montrealem a Paryżem i wyśle po pasażerów swojego Boeinga 777. Na transport do Nowego Jorku czekało aż 260 podróżujących i 12 członków załogi. Linie lotniczy przyznały, że ubolewają nad "niedogodnościami spowodowanymi tą sytuacją". Wciąż utrzymują również, że bezpieczeństwo pasażerów oraz personelu jest dla nich absolutną koniecznością. Co więcej, rzecznik rządu Nunavut potwierdził, że nie zgłoszono żadnych szkód ani jakichkolwiek obrażeń. Sytuacje, w których wyczuwalny jest dym na pokładzie, są traktowane bardzo poważnie, dlatego dreamliner został na lotnisku w Iqaluit, a jego stan techniczny jest weryfikowany przez ekspertów.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.