Bezpieczeństwo w górach to temat szczególnie ważny w okresie zimowym, gdy warunki na szlakach stają się trudniejsze. Akcje ratunkowe Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zdarzają się więc często, a śmigłowiec TOPR odgrywa podczas nich kluczową rolę. Na szczęście brak "Sokoła" wcale nie oznacza, że możliwości ratowników stały się ograniczone. Z pomocą przyszła inna organizacja.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
O nieobecności "Sokoła" TOPR informal już pod koniec listopada. Jej przyczyną jest coroczny przegląd śmigłowca, który potrwa do końca roku. Przy okazji dowidzieliśmy się też, w jaki sposób "Sokół" zostanie zastąpiony.
Od 20 listopada rozpoczęło się zgrywanie załóg wojskowego śmigłowca służby ASAR LZPR-8 z ratownikami TOPR. W ramach wieloletniej współpracy z 33 Bazą Lotnictwa Transportowego w Powidzu, po raz kolejny będziemy korzystać z pomocy wojska w realizowaniu zadań ratowniczych
- czytamy w poście opublikowanym przez ratowników. To "zgrywanie" jest ważnym etapem współpracy, o czym bardziej szczegółowo opowiadał w rozmowie z "Faktem" kpt. pil. Sławomir Gradziuk, który jest dowódcą Lotniczej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej ze wspomnianej powyżej jednostki. Załoga wojskowego "Sokoła" to dwóch pilotów, technik oraz trzech ratowników TOPR. Związane to jest przede wszystkim z doświadczeniem.
Nie znamy gór tak jak oni, więc są naszymi oczami
- tłumaczy kapitan. Służbę w bazie TOPR pełni on już po raz czwarty. Znajomość Tatr nie jest jednak jedynym czynnikiem utrudniającym tę pracę.
Loty na terenach górzystych nie są całkowicie obce dla pilotów wojskowych dzięki dyżurom pełnionym w Karkonoszach czy Bieszczadach. Mimo to Tatry są wyjątkowo wymagające, więc w tym przypadku angażowane są tylko najbardziej doświadczone załogi. Utrudnienie stanowią oczywiście warunki pogodowe, choć okazuje się, że niekiedy są to też turyści.
Często kiedy lecimy nad górami, ludzie machają rękami, pozdrawiają, robią zdjęcia. To jest miłe i fajne, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że może też wprowadzać w błąd, a my lecimy zwykle ratować ludzi. Szukać ich w górach
- wyjaśnia kpt. Gradziuk. Jak zatem należy zachować się, gdy na górskim niebie zauważymy śmigłowiec? Warto pamiętać wówczas o prostych sygnałach, które piloci odczytają bez problemów. Ręce uniesione nad głową w kształcie litery Y (ang. yes) to znak, że potrzebujemy pomocy i załoga przystąpi do akcji ratunkowej. Z kolei ręce ułożone skośnie, tworzące literę N (ang. no) będą sygnałem, że to nie nas szukają właśnie ratownicy.