Wszechobecny wzrost cen poniekąd przygotował nas na to, że otrzymywane rachunki mogą być wyższe, niż to było kiedyś. Trudno jednak zaakceptować fakt, że spółdzielnia żąda od nas ponad tysiąc złotych, zwłaszcza jeśli kwota ta stanowi ponad połowę otrzymywanej emerytury. Nic dziwnego więc, że mieszkańcy próbują zaistniałą sytuację wyjaśniać, choć okazuje się, że nie jest to łatwe zadanie. Sprawie przyjrzał się reporter "Interwencji" Polsatu.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Omawiane kontrowersje wokół rachunków za ogrzewanie dotyczą konkretnie bloków w Otwocku i Karczewie, które należą do Otwockiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Jedna z ich mieszkanek to 83-letnia emerytka, która mieszka w kawalerce. To właśnie ona musi dopłacić 1,3 tysiąca złotych, choć dostaje jedynie nieco ponad dwa tysiące złotych emerytury. Świadczenie musi jej wystarczyć na leki i czynsz, który niedawno został podniesiony do 600 zł miesięcznie. Inna lokatorka za 30-kilkumetrowe mieszkanie płaci 750 zł czynszu, z czego 200 zł to zaliczka na ogrzewanie. Mimo to otrzymała ona informację o konieczności dokonania dopłaty w wysokości 900 zł. Kolejny przykład to kobieta płacąca 120 zł zaliczki, która musi dopłacić 700 zł.
Co ciekawe, nie jest to pierwszy raz, gdy pojawia się problem rachunków za ogrzewanie. Lokalna prasa o Otwockiej Spółdzielni Mieszkaniowej w tym kontekście pisała już w 2010 i 2011 roku. Nikt nie jest jednak w stanie wytłumaczyć, z czego właściwie to wynika.
Podczas dochodzenia reporterowi Polsatu udało się dotrzeć do miejscowej ciepłowni, ale wiele to nie rozwiązało.
Była taka niejasność, której nie byliśmy w stanie rozwiązać: dlaczego cena ciepła, którą my mamy dla wszystkich naszych odbiorców, jest to cena ustawowa, jest inna na rachunkach mieszkańców. Są zdecydowanie wyższe stawki za ciepło, niż my sprzedajemy
- poinformowała "Interwencję" Sylwia Więcławska, prezes Komunalnego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Karczewie. Prezes Otwockiej Spółdzielni Mieszkaniowej twierdzi z kolei, że dopłaty byłyby niższe, gdyby wcześniej podwyższono bardziej zaliczki na ogrzewanie. Na to natomiast miała się nie zgadzać ówczesna rada nadzorcza, która obecnie nie istnieje.
Nie została podjęta uchwała o wyborze rady nadzorczej. Nie może być tak, że osoba, która jest wybrana do rady, wybrana jest jednym, dwoma głosami. Ja jestem już trzeci rok na emeryturze, to nie jest tak, że ja nie mam z czego żyć. Ale z uwagi na to, że takie są przepisy prawa, nie mogliśmy inaczej potraktować tego wyboru. Zobaczymy, co sąd zdecyduje
- stwierdził Józef Smorąg, prezes zarządu problematycznej spółdzielni.