Dom pogrzebowy przez lata ukrywał w magazynie 190 ciał. Zamiast prochów wydawano skruszony beton

Policjanci z amerykańskiego stanu Kolorado dokonali makabrycznego odkrycia. W magazynie domu pogrzebowego znaleziono 190 ciał w stanie posuniętego rozkładu. Zwłoki powinny zostać skremowane kilka lat temu, ale do tego nie doszło. Właściciele zakładu muszą zapłacić prawie miliard dolarów.

Do skandalicznej sytuacji doszło w mieście Penrose w stanie Kolorado. W październiku 2023 roku policja odkryła, że dom pogrzebowy Return to Nature nie wydaje rodzinom prochów po kremacji ich zmarłych krewnych. Na terenie obiektu znaleziono aż 190 rozkładających się ciał, które były nieodpowiednio przechowywane.

Zobacz wideo Małgorzata Werner o ostatnich chwilach ojca. "Dopóki taty nie zabrał zakład pogrzebowy, cały czas było disco polo"

Jak działa dom pogrzebowy? Ten zakład nie przestrzegał przepisów. Dopuścił się karygodnych czynów

Sam zakład rozpoczął działalność w 2017 roku, reklamując swoje usługi jako bliższe z naturą, dzięki którym pogrążeni w żałobie bliscy mogli pochować ukochanych bez metalowych trumien i chemikaliów. Jak podaje BBC, w stanie Kolorado taki pogrzeb jest legalny, pod warunkiem, że odbędzie się to w ciągu 24 godzin od czasu zgonu lub ciało będzie odpowiednio przechowywane w chłodni. Jesienią ubiegłego roku lokalny departament szeryfa otrzymał kilka telefonów o nieprzyjemnych zapachu, jaki czuć w pobliżu domu pogrzebowego. Gdy policjanci przyjechali na miejsce, ich oczom ukazały się dziesiątki ciał w stanie daleko posuniętego rozkładu.

Niektóre daty na ciałach wskazywały na zgony datowane na 2019 rok

- powiedział wówczas prokurator, cytowany przez portal npr.com. Odkrycie wywołało nie tylko burzę wśród opinii publicznej, ale także drugą żałobę u rodzin zmarłych. Znalezienie ciał oznaczało, że nigdy nie zostały one skremowane, choć pracownicy Return to Nature oddawali swoimi klientom rzekome prochy. Co zatem znajdowało się w urnach? Najprawdopodobniej były to fałszowane prochy z suchego betonu.

Co dalej po ogłoszeniu wyroku? Poszkodowani nie doczekają się zadośćuczynienia

Właściciele zakładu, 40-letni Jon i Carie Hallford, zostali w zeszłym roku zatrzymani i postawiono im wiele zarzutów. Oskarżono ich między innymi o kradzież, oszustwo, zbezczeszczenie zwłok, pranie pieniędzy i fałszowanie dokumentów, a także nadużywanie funduszu pomocy w związku z pandemią COVID-19. W miniony poniedziałek (5 sierpnia 2024 roku) sąd wydał ostateczny wyrok. Małżeństwo musi zapłacić rodzinom zmarłych 950 milionów dolarów w ramach zadośćuczynienia. Mało kto jednak wierzy, że pieniądze zostaną kiedykolwiek przekazane do poszkodowanych, ponieważ właściciele zakładu pogrzebowego od lat zmagali się z problemami finansowymi. Żadne z oskarżonych nie stawiło się nawet na rozprawę w sądzie. Jon Hallford przebywa w areszcie, a jego żona wyszła za kaucją.

Nigdy nie dostanę od nich ani grosza, więc nie wiem, to trochę frustrujące

- powiedziała jedna z poszkodowanych, Crystina Page, cytowana przez BBC. Kobieta w 2019 roku oddała do zakładu ciało swojego syna w celu kremacji. Kobieta była przekonana, że przez ostatnie lata miała prochy swojego dziecka przy sobie, dlatego twierdzi, że niepojawienie się małżeństwa w sądzie jest dla niej jak policzek w twarz. Z kolei adwokat ofiar, Andrew Swan, powiedział, że chociaż sytuacja finansowa pary była od początku wszystkim znana, jego klienci chcieli uzyskać odpowiedzi od właścicieli domu pogrzebowego.

Wolałbym, żeby wzięli w tym udział, choćby dlatego, że chciałem posadzić ich na ławie oskarżonych, złożyć przysięgę i zapytać, jak to wszystko wymyślili, nie raz, nie dwa, ale setki razy

- powiedział.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Więcej o: