Jak donosi Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu, pierwszy bocian z nadajnikiem dotarł do Polski – a konkretnie w okolice Gliwic – dnia 4 kwietnia. Wędrówki tych ptaków są na bieżąco monitorowane przez ornitologów. O ich losach w tym roku opowiadał w komunikacie Uniwersytetu prof. Piotr Tryjanowski.
Lubisz ciekawostki przyrodnicze? Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Analiza obrączek zakładanych bocianom w poprzednich latach pozwoliła ustalić, że najczęściej jako pierwsze do Polski docierają ptaki najstarsze i najbardziej doświadczone, zwłaszcza samce. W tym roku jednak cały proces będzie trwał bardzo długo. Gdy pierwszy bocian dotarł do naszego kraju na początku kwietnia, inny miał jeszcze około 100 km do pokonania.
To ciekawy przypadek, bo na trzy dni zatrzymał się na Ukrainie. Kolejne ptaki są w Izraelu i Egipcie, przed nimi dwa tygodnie, no może 10 dni wędrówki, ale mamy jeszcze osobniki nawet w Sudanie. To trzy stare ptaki i doprawdy nie wiemy, dlaczego przemieszczają się tak wolno
- opowiada Tryjanowski.
Bociany, które miały przed sobą dwa tygodnie wędrówki powinny dotrzeć do Polski mniej więcej w połowie kwietnia. Badania prowadzone w południowej i zachodniej Polsce sugerują, że dotąd przyleciała około jedna trzecia spodziewanych ptaków, przy czym w wielu gniazdach znajdują się już samiec i samica.
Opóźniony powrót bocianów może mieć bardzo duże znaczenie dla ptaków. Wspomniane osobniki z Sudanu miały przed sobą ponad trzy tygodnie podróży, co oznacza, że nawet jeśli dotrą do naszego kraju, szanse na ich rozród są bardzo niskie. Co więcej, zmiany w zachowaniu ptaków wpłyną też bezpośrednio na ornitologów.
Czeka nas mocno rozciągnięty sezon lęgowy bocianów. Wielkie wyzwanie i dla samych ptaków, ale i dla nas badaczy, bo przecież znacznie łatwiej kontrolować gniazda, przyjeżdżać, obrączkować młode, gdy można to zrobić w krótszym okresie, a tak musimy już planować pewne modyfikacje planów badawczych
-tłumaczy Tryjanowski.