Cykl "Przerwijmy milczenie: tyle zarabiają dziewczyny w Polsce" opracowywany przez dr. nauk ekonomicznych Izabelę Lewandowską ma na celu przybliżenie sytuacji zawodowej Polek w najróżniejszych branżach. Każda chętna użytkowniczka może napisać wiadomość na Instagramie, krótko opisując swoje doświadczenie. Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się dzięki temu nieco więcej o pracy na stacji benzynowej, o czym pisaliśmy w poprzednim artykule. Tym razem przyjrzymy się pracy listonosza.
Listonoszka przedstawiająca się jako Basia pracuje w niewielkiej gminie, którą zamieszkuje dziewięć tysięcy osób. Zarabia najniższą krajową, która od 1 stycznia 2024 roku wynosi 4252 złote brutto, czyli 3261,53 złote "na rękę". Do tego dochodzi około 250-300 złotych dodatku do paliwa. Niemniej, pracodawca pokrywa tylko część wydatków z tym związanych, a Basia musi jeździć prywatnym samochodem. Jako zalety swojej pracy wymienia terminową wypłatę pensji, stałe godziny pracy, a także brak konieczności posiadania matury, choć sama deklaruje, że ma wykształcenie wyższe i jako listonoszka zatrudniła się tylko na rok. Niestety wad pracy przy roznoszeniu poczty zdaje się być znacznie więcej.
Przedstawiona historia dotyczy pracy listonosza związanej z dostarczaniem przesyłek pod drzwi, a nie do skrzynki. Wiąże się z tym problem ataków psów pilnujących posesji. Okazuje się bowiem, że właściciele często nie informują o tym stosowną tabliczką. Basia twierdzi, że tylko w pierwszym miesiącu zaatakowały ją cztery czworonogi. Ryzyka tego trudno jednak uniknąć, ponieważ niewejście na posesję może oznaczać, że klient złoży skargę. Zdarza się też, że odbiorcy nie wychodzą z domów, choć są w środku. Ponadto same przesyłki stanowią duże obciążenie fizyczne, bo mogą ważyć nawet 40 kilogramów. Niezbyt zachęcająca jest także perspektywa kar. Za co mogą zostać one nałożone?
Kary dla listonoszy związane są przede wszystkim z niedostarczeniem przesyłki.
Absurdem jest dla mnie fakt, że jeśli dany list polecony gdzieś się zawiesi w transporcie i powiedzmy przyjdzie po 2 tygodniach, to za każdy taki list odcinają mi z wypłaty 50 zł. Bo nie został dostarczony w terminie
- wyznaje listonoszka. Według doniesień "Faktu" podobna kara może zostać nałożona w przypadku wspomnianego już niewejścia na posesję. Decydując się na tę pracę, będziemy musieli liczyć się też z dużą odpowiedzialnością za dostarczane pieniądze, w tym emerytury. Gdyby doszło do np. kradzieży, straty pokrywa pracownik.