O inflacji, gigantycznych podwyżkach i zniewalających z nóg cenach mówi się w ostatnim czasie bardzo dużo. Wiele osób zdążyło się już przyzwyczaić do kosztów towarzyszących im na co dzień, jednakże wybierając się nas polskie morze, znów trzeba zderzyć się ze ścianą. Tam wydatki potrafią wręcz przewyższać możliwości turystów. Jaki jest powód tak ogromnych różnic w cenach? Cezary Bachański postanowił się temu przyjrzeć.
Cezary Bachański - ekonomista i działacz na rzecz wolności gospodarczej - postanpowił podzielić się na platformie X (dawny Twitter) swoimi przemyśleniami na temat nadmorskich cen. Wygląda na to, że w tym przypadku największe znaczenie ma sezonowość. Przedsiębiorcy muszą korzystać z momentu, w którym ich usługi niezbędne są wielu turystom, ponieważ przez resztę roku wiele miejsc po prostu świeci pustkami.
Ceny w bałtyckich kurortach są takie, a nie inne - ze względu na ogromną sezonowość tego miejsca. W zasadzie, poza majówką i długim weekendem w czerwcu, to sezon trwa może dwa i pół miesiąca. W przeciwieństwie do takiego Cypru, gdzie można spokojnie jeździć w okresie kwiecień-październik, czy greckich wysp
- czytamy w poście. Ekspert zauważa również, że Morze Bałtyckie nie jest pierwszym wyborem dla Europejczyka i dlatego, poza turystami z Niemiec oraz Czech, ciężko znaleźć w naszych rodzimych kurortach inne osoby z zagranicy. W związku z tym w Polsce nie ma takiego "przemiału" gości, przez co ich mniejszą liczbę trzeba nadrabiać wyższą ceną.
W ostatnim sezonie wakacyjnym Morze Bałtyckie odwiedziło ok. 1.8 mln osób. Dla porównania samą Grecję w ubiegłym roku odwiedziło 1.2 mln Polaków
- wyjaśnia Bachański.
Krótki sezon oraz ograniczona liczba odwiedzających to nie wszystko. Wysokie ceny nad polskim morzem spowodowane są również inflacją, która od kilku lat utrzymuje się na stosunkowo wysokim poziomie.
Kolejna i chyba najważniejsza sprawa – wzrost kosztów wszystkiego. Zatrudnienie pracownika do pracy w gastronomii w Polsce jest już porównywalne z Włochami, Grecją czy Hiszpanią. W mikro i małych przedsiębiorstwach ten koszt zupełnie inaczej rozkłada się niż w dużych. Stąd też każda radykalna podwyżka minimalnego wynagrodzenia, przekłada się potem na ceny w kurortowych restauracjach
- tłumaczy ekspert. Sprawa nie dotyczy wyłącznie restauracji, ale także wszelkich noclegów. Tam również widoczny jest znaczny wzrost kosztów zarówno dla ich właścicieli, jak i gości. Co ciekawe, "inflacja w latach 2021-2023 w Polsce była statystycznie wyższa niż w innych kurortowych krajach w Europie". Właśnie dlatego "coraz więcej Polaków wyjeżdża na zagraniczne wakacje, jeszcze bardziej zwiększając skalę tego, co jest nad Bałtykiem". Więc jest to pewnego rodzaju koło zamknięte. Turyści, chcąc uciec od wysokich cen, sprawiają, że z czasem te stają się jeszcze większe.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.