Serwis Fakt dotarł do oficjalnego cennika sejmowej stołówki, która dostępna jest wyłącznie dla polityków. Jak się okazało, ceny w tym miejscu nie zmieniły się od kilku miesięcy i ciężko porównywać je z tymi, które obowiązują poza budynkiem przy ul. Wiejskiej w Warszawie. Wygląda na to, że posłowie jedzą na zupełnie innych warunkach.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Ceny naprawdę zaskakują: 20 zł za zupę pieczarkową, filet z kurczaka, surówkę, kompot i do wyboru ziemniaki, ryż lub kasza. 12 złotych za kotlet ziemniaczany nadziewany kapustą i grzybami, tylko 6 zł za samą zupę i 16 zł za morszczuka w ratatui. Dostępne są także śniadania. W menu można znaleźć:
Widok takich cen z pewnością ucieszyłby każdego, a szczególnie tych, którzy przez wciąż rosnącą inflację musieli zrezygnować z luksusu, jakim jest jedzenie posiłków poza domem. Wszystko wskazuje jednak na to, że choć o podwyżkach cen słychać od dawna, do sejmowej stołówki takie informacje jeszcze nie dotarły. Na język nasuwa się tylko jedno powiedzenie - tacy to mają dobrze.
Od lutego 2018 r., tj. od początku działalności obecnej restauracji, cena standardowego zestawu obiadowego wzrosła o ponad 66 proc. Co warte podkreślenia, ceny w sejmowych punktach gastronomicznych są powiązane z dokonywanymi w trybie transparentnych przetargów zakupami produktów żywnościowych
- tłumaczy Faktowi Centrum Informacyjne Sejmu. Jak zatem wygląda to z perspektywy właścicieli bliźniaczych miejsc? Jeden z nich nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Serwis Fakt zwrócił się do właściciela baru mlecznego o komentarz w tej sprawie. Kamil Hagemajer po prostu nie może w to uwierzyć - takie ceny są "nieosiągalne".
To cena nieosiągalna w barach mlecznych. Nawet przy naszych niskich marżach i dotacjach nie ma możliwości utrzymania takich cen. Inflacja jest wysoka, koszty stałe, ceny energii elektrycznej rosną, co powoduje, że w każdym miesiącu wydajemy więcej
- komentuje Kamil Hagemajer. Warto zaznaczyć, że posłowie nie należą do najbiedniejszych osób, dlatego takowe ceny wzbudzają niemałą kontrowersję.
Stołówka dla posłów jest ukierunkowana na ludzi, których zasobność jest dużo wyższa niż bywalców barów mlecznych. Parlamentarzystów stać na to, by stołować się np. w pobliskim Sheratonie
- dodaje. Zdaniem właściciela baru mlecznego dobrym pomysłem byłoby, aby wraz z przedsejmowymi barierkami, zniknęły również ograniczenia dotyczące klientów wspomnianej restauracji.
Życzyłbym sobie, by sejmowa stołówka otworzyła swoje podwoje dla osób, które chciałyby z takich tanich posiłków skorzystać. Centrum Warszawy to nie Dubaj, tu mieszkają emeryci, studenci, osoby mające problemy ze zdrowiem i utrzymaniem mieszkania. Zapewniam, że są bardzo kulturalni i życzliwi. Wystarczyłoby uruchomić oddzielne wejście do sejmowej stołówki dla takich gości
- podsumowuje.