Sprawę opisywaną w tym artykule nagłośnił serwis Spider's Web. Okazuje się, że w ostatnich latach nastąpił prawdziwy wysp grup, dzięki którym można wejść w posiadanie recepty na leki, w tym również różnego rodzaju środków psychotropowych. Choć taka działalność jest w Polsce nielegalna, handel wciąż kwitnie. Sprzedający korzystają przy tym z nazw i znaków, które pomagają im ominąć algorytmy, przez co problem narasta.
Według serwisu nielegalny handel lekami na receptę przeniósł się ze stron internetowych na grupy facebookowe, a ich członkowie z łatwością omijają zasady. Po pierwsze, nie podają wymaganych personaliów, a jedynie nazwy leków, oferty wypisania recept, adresy e-mail oraz nicki, pod które należy się zgłosić na Telegramie. Jest to idealne miejsce na tego typu transakcje, ponieważ użytkowników komunikatora trudno namierzyć. Sprzedający korzystają również z nazw, które pomagają im ominąć wszelkiego rodzaju algorytmy. Przykładem tego są:
Wszystkie te leki wymagają konsultacji lekarskiej oraz recepty, jednak w tym przypadku można dostać je dosłownie od ręki. Kontakt sprzedających z kupującymi za pośrednictwem Telegrama zapewnia całkowite bezpieczeństwo, ponieważ użytkownicy mogą rozmawiać ze sobą na ukrytych czatach, gdzie wiadomości są w pełni szyfrowane. Co więcej, w tym trybie osoby korzystające z systemu Android nie mogą zrobić zrzutu ekranu. Dzięki temu nielegalni handlarze są nie do namierzenia, a przecież dokładnie o to chodzi.
Oczywiste jest to, że w Polsce takie praktyki są nielegalne, ponieważ sprzedażą leków mogą zajmować się wyłącznie zarejestrowane apteki oraz punkty apteczne. Zgodnie z art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne, kto wprowadza do obrotu lub przechowuje w celu wprowadzenia do obrotu produkt leczniczy, nie posiadając pozwolenia na dopuszczenie do obrotu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch. Takie oferty pochodzą zarówno od "zwykłych ludzi", jak i osób, które sprawiają wrażenie profesjonalistów w tej dziedzinie.
Sprzedają leki, które pozyskali w nielegalny sposób, lub obiecują "załatwić" każdy medyczny środek albo na niego receptę
- czytamy w serwisie. Aby uzyskać upragniony lek lub receptę, wystarczy zgłosić się do odpowiedniej osoby, napisać, o jaki środek chodzi oraz przelać pieniądze za pomocą systemu płatności BLIK. Taka transakcja również nie zostawia większych śladów, ponieważ odbiorca może wypłacić środki na przykład bezpośrednio z bankomatu. Cały proces zajmuje dosłownie kilkanaście minut. Jest jeszcze jeden problem, który może nieść poważne konsekwencje dla zdrowia. Kupujący nie znają pochodzenia danych leków, a te niekiedy okazują się nie być oryginalne. Wtedy ich skład oraz dawki mogą zostać zmienione. Zdarza się również, że sprzedający wysyłają leki w gotowych do podania wstrzykiwaczach.
Kiedy zbadano ich zawartość, okazało się, że w środku nie ma substancji leczącej, lecz insulina. Wiele osób, które kupiły taki fałszywy „lek", myślało, że podaje sobie inną substancję. Tymczasem insulina silnie obniżała w ich organizmach poziom cukru. Zdarzało się, że te osoby traciły przytomność, przewracały się na ulicy, a potem trafiały na oddziały ratunkowe. To bezpośrednie zagrożenie zdrowia, a nawet życia
- wyjaśnił Zbigniew Fijałek, prezes Stowarzyszenia Stop Nielegalnym Farmaceutykom, cytowany przez Spider's Web. Według eksperta największym zainteresowaniem cieszą się leki psychotropowe, sterydowe, a także środki na potencję oraz odchudzanie. Wszystkie z nich to produkty, które wymagają recepty, a żaden lekarz nie może przepisać ich osobie, która nie ma do tego wskazań.
Niestety, problem jest już globalny, a podobne oferty pojawiają się nie tylko na Facebooku, ale także innych portalach społecznościowych i wręcz zalewają światowy rynek. Skąd zatem biorą się leki, których produkcja w teorii odbywa się pod ścisłą kontrolą?
Hakerzy włamują się do różnego rodzaju paneli informatycznych używanych przez lekarzy, pielęgniarki, farmaceutów czy hurtowników. Wykorzystywane są do tego boty, które potrafią w kilkanaście minut wyłudzić od lekarza jego dane osobowe i zawodowe, unikatowy numer dostępu czy hasła. Mając te dane, cyberprzestępcy w oczach systemu stają się po prostu lekarzami, którzy właśnie się zalogowali. Mogą więc wystawiać recepty na podstawione osoby na interesujące ich medykamenty, a następnie je realizują w aptekach i sprzedają w internecie
- czytamy w serwisie, który postanowił dotrzeć do polskiego resortu zdrowia, aby zapytać, czy jego przedstawiciele mają zamiar walczyć ze zjawiskiem nielegalnej sprzedaży leków na receptę w mediach społecznościowych. W odpowiedzi biuro prasowe ministerstwa napisało jedynie, że takie działanie jest nielegalne, co w tej sytuacji nie zmienia dosłownie nic.