Mieszkańcy osiedla Łukaszówki w Zakopanem o problemie ze szczurami poinformowali władze miasta oraz Towarzystwo Budownictwa Społecznego (TBS), które jest odpowiedzialne za tamtejsze bloki. Choć podjęto pewne kroki zwalczenia gryzoni, mieszkańcy twierdzą, że dotychczasowe środki są nieskuteczne. Szczury wciąż biegają w biały dzień po ulicach i grasują w domach, a problem staje się coraz cięższy do rozwiązania.
TBS na łamach "Tygodnika Podhalańskiego" potwierdził, że dwa razy do roku przeprowadzana jest w tym miejscu deratyzacja i aktualnie koordynowane są działania prywatnej firmy zajmującej się zwalczaniem gryzoni. Jednak w opinii mieszkańców nie wszystko wygląda tak kolorowo, a dotychczasowe starania nie przyniosły większych rezultatów.
TBS odsyła nas do prywatnej firmy, za której usługi już płacimy. Wykłada ona co dwa tygodnie trutki, ale najwyraźniej to nic nie daje. Widać szczury się na to już uodporniły
- relacjonuje jedna z mieszkanek bloku. Zamiast widocznej poprawy, jest coraz gorzej. Szczury regularnie pojawiają się na klatkach schodowych i za pomocą przewodów kanalizacyjnych wchodzą do mieszkań - nawet tych, które znajdują się na trzecim piętrze. Mieszkańcy stale słyszą jedynie "chrobotanie w ścianach".
Szczury są teraz wszędzie. Nie boją się zupełnie ludzi. Pojawiają się nie tylko w nocy, ale w ciągu dnia
- informuje jedna z mieszkanek bloku, w którym zlokalizowana jest młodzieżowa biblioteka.
Władze miasta twierdzą, że największy problem stanowi pozostawianie resztek jedzenia na terenach zielonych. To one przyciągają szczury, które z czasem zaczęły utożsamiać obecność człowieka z łatwo dostępnym pokarmem.
Gryzonie trafiają tu też chyba z Krupówek. Nic nie daje tupanie, wystraszanie. Ja po prostu nie chodzę do piwnicy, bo się boję, chociaż akurat tam jest ich jakby mniej. Wchodzą nawet na trzecie piętro przez kanalizację. W jednym z mieszkań na trzecim piętrze były rozłożone plastry i się do nich przykleiły
- dodają mieszkańcy osiedla Łukaszówki w Zakopanem, którzy oczekują większego zaangażowania w sprawę ze strony władz miasta i zarządcy. Porównują tę sytuację do historii, która miała miejsce kilka lat wcześniej we Wrocławiu.
We Wrocławiu przy takiej dużej pladze szczurów sprawą zajęło się miasto, a my jesteśmy pozostawieni sami sobie
- poskarżono się "Tygodnikowi Podhalańskiemu". Ta sytuacja zaczyna ich przerastać, ponieważ wiedzą, że szczury mogą być śmiertelnym zagrożeniem nie tylko na nich samych, ale także dla ich pupili.
To, co możemy zrobić, to rozłożyć dodatkowe trutki w budynku. Jeśli chodzi o otoczenie budynku i inne bloki, to trudno nam podjąć działania. Współpracujemy z zarządem wspólnoty, niestety problem nie znika
- wyjaśnia prezes TBS.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.