Choć dla większości pasażerów samolotowe akcesoria to jedynie dodatki do lotu, wielu z nich nie potrafi oprzeć się pokusie, zabrania z pokładu czegoś "na pamiątkę". W efekcie przewoźnicy borykają się z problemem znikających sztućców, koców, a nawet kamizelek ratunkowych. Przedmioty te często trafiają na aukcje internetowe, a linie lotnicze liczą straty. W wyjątkowych sytuacjach brak podstawowego wyposażenia może uniemożliwić start maszyny.
Kradzież kamizelek ratunkowych stanowi nie tylko problem finansowy dla linii lotniczych, ale przede wszystkim realne zagrożenie bezpieczeństwa pasażerów. Brak kapoka w sytuacji awaryjnej może skończyć się tragedią. Poza tym przewoźnicy mają obowiązek zapewnić pełne wyposażenie na każdym rejsie, dlatego zaginięcie nawet jednego elementu oznacza nie tylko koszty związane z uzupełnieniem braków, ale również ryzyko opóźnień, a w skrajnych przypadkach nawet odwołanie rejsu. Mimo zagrożeń, kamizelki ratunkowe stale znikają z pokładów. Takie "pamiątki" można także znaleźć na aukcjach internetowych osób prywatnych. Przykładem może być kamizelka ratunkowa z samolotu Thai Airways, którą niemiecki serwis sprzedażowy wycenił na blisko 100 euro (około 450 złotych).
Jednym z głównych przedmiotów, które pasażerowie starają się zabrać z naszego samolotu, jest kamizelka ratunkowa. Ale to chyba najgorsza rzecz, jaką można zabrać z samolotu, z wielu powodów
- pisze angielska stewardesa, która regularnie publikuje artykuły związane z tematyką lotniczą na łamach gazety "The Sun".
Po pierwsze, możesz pozbawić kogoś niezbędnego zestawu ratującego życie. A po drugie, wiemy, gdzie siedziałeś i dlatego będziemy wiedzieć, kto ukradł kamizelkę ratunkową
- dodaje stewardesa.
Nie tylko kamizelki ratunkowe cieszą się popularnością wśród podróżnych. Karty bezpieczeństwa, umieszczane w kieszeniach siedzeń, również często lądują w bagażu pasażerów. Zazwyczaj na pokładzie jest zapas takich kart, jednak ich nagminna kradzież może prowadzić do braków.
Są one najczęściej zabierane przez maniaków lotnictwa, którzy zbierają je z każdego samolotu, którym lecą. Nie jestem pewna, dlaczego, ale to trochę denerwujące, że muszę je ciągle wymieniać
- opowiada kobieta.
Podróżni klasy biznes i pierwszej mają dostęp do eleganckiej zastawy, szklanek czy porcelany, często opatrzonych logotypem danej linii. Takie egzemplarze, traktowane jako ekskluzywne dodatki, przyciągają uwagę pasażerów poszukujących wyjątkowych pamiątek. W efekcie to właśnie bardziej zamożne osoby stają się nieformalnymi kolekcjonerami. Znani przewoźnicy, tacy jak United, starają się przeciwdziałać tym praktykom, apelując do pasażerów o pozostawienie wyposażenia na pokładzie - zwłaszcza jeśli zauważą, że część przedmiotów, takich jak wysokiej jakości koce z Saks Fifth Avenue, zaczynają znikać w niepokojących ilościach.
Skala zjawiska jest na tyle duża, że niektóre rekwizyty trafiają na licytacje internetowe, gdzie zainteresowanie "pamiątkami" pokładowymi nie maleje. Akcesoria z logo linii lotniczych mogą osiągać na rynku wtórnym znaczne ceny. Przykładem jest zestaw sztućców z Air France Concorde, projektu Raymonda Loewy'ego, który na aukcji przekroczył wartość 1000 euro (około 4500 tysięcy złotych). Co ciekawe w takich przypadkach przewoźnicy niechętnie podejmują radykalne kroki, aby nie zrazić lojalnych klientów.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.