Annabelle Natalie Gibson z Australii, znana wszystkim jako Belle Gibson, od zawsze marzyła o tym, by świat zwrócił na nią uwagę. W 2013 r. założyła profil na Instagramie oraz bloga, na których dzieliła się z obserwatorami swoim zdrowym stylem życia i przepisami na pełnowartościowe posiłki. Zbierała coraz większy poklask i z czasem podpisała umowę z Apple, dzięki czemu mogła stworzyć własną aplikację o nazwie The Whole Pantry. Później wydała również książkę kucharską pod tym samym tytułem. Choć jej media społecznościowe obfitowały w estetyczne zdjęcia, na których widniały nie tylko smaczne dania, ale także pełna radości Gibson, okazało się, że za tą historią stoi coś jeszcze.
Influencerka przekonywała swoich obserwatorów, że w 2009 roku wykryto u niej nowotwór mózgu. Lekarze mówili o czterech miesiącach życia, jednak specyficzna dieta miała dać jej drugą szansę. Choć początkowo korzystała z medycyny tradycyjnej, dopiero zmiana stylu życia przyniosła pożądane efekty. Gibson przestała jeść mięso, gluten, nabiał i cukier oraz odrzuciła żywność GMO. Zrezygnowała z chemioterapii i oddała się medytacji oraz terapii tlenowej. To zdziałało cuda. Fani byli pod wrażeniem opowiedzianej przez nią historii i całkowicie zaufali jej radom. Liczba obserwatorów wciąż rosła. Tylko w pierwszym miesiącu aplikacja The Whole Pantry została kupiona przez 200 tys. użytkowników, a książka stała się bestsellerem w wielu krajach. Nic nie zapowiadało nadchodzącego upadku. W tym czasie Gibson udzieliła licznych wywiadów, w których mówiła również o swojej operacji na otwartym sercu, podczas której doszło do jego zatrzymania, udarze, raku krwi, mózgu, wątroby, macicy oraz śledziony. Zdobywała coraz większy rozgłos i z czasem zaczęła również deklarować współpracę z różnego rodzaju organizacjami charytatywnymi, którym przekazywała środki ze zbiórek oraz sprzedaży swoich produktów. Wkrótce jednak zaczęły pojawiać się wątpliwości. Gibson nie była w stanie pokazać dowodów na swoją chorobę, nie miała blizn po operacjach, zaczęła gubić się we własnej historii, a co najważniejsze, organizacje nie otrzymały od niej obiecywanych pieniędzy.
Obserwatorzy coraz bardziej wątpili w działalność influencerki, a szalę goryczy przelał artykuł gazety "The Age", który ukazał się w marcu 2015 r. Ujawniono w nim, że Belle Gibson przekazała na cele charytatywne nie 300 tysięcy dolarów, jak przekonywała, lecz zaledwie siedem tysięcy. Kłamstwa kobiety zaczęły wychodzić na jaw, a w mediach nazywano ją "złą influencerką". Domek z kart, który sama zbudowała, szybko zaczął się walić. Doniesienia skutkowały zerwaniem umowy z Apple oraz wydawnictwem Penguin, co oznaczało, że zarówno aplikacja, jak i książka zostały wycofane ze sprzedaży. Co więcej, z jej Instagrama i bloga zniknęły wszystkie wpisy o chorobie i "leczeniu". Choć przez długi czas Belle utrzymywała, że "nikogo nie okłamała", w kwietniu 2015 r. w rozmowie z "The Australian Women's Weekly" nareszcie wyznała prawdę. Przyznała się do "sfabrykowania opowieści o nowotworach", lecz nie wykazała żadnej skruchy. Twierdziła, że winę za to ponosi jej matka, która ją zaniedbywała i zrzuciła na nią opiekę nad młodszym bratem chorującym na autyzm. Szybko jednak okazało się, że i tym razem kłamała. Jej brat był całkowicie zdrowy, a ona sama odwróciła się od rodziny i już w wieku 12 lat wyprowadziła się z domu. Gibson oszukiwała nawet w kwestii swojego wieku - była o kilka lat młodsza, niż podawała w swoich mediach społecznościowych.
We wrześniu 2017 r. sąd federalny w Melbourne ukarał Belle Gibson grzywną w wysokości 410 tys. dolarów za wprowadzenie w błąd opinii publicznej w kwestii darowizn na cele charytatywne. Influencerka stwierdziła wtedy, że nie jest w stanie zapłacić kary, ponieważ jej majątek to zaledwie 5 tys. dolarów. Kilka lat później zdecydowano się na analizę finansów kobiety, co potwierdziło, że sprawa wygląda nieco inaczej. Dokonano rewizji jej posiadłości w Northcote w celu zajęcia wartościowych rzeczy, spieniężenia ich oraz spłaty grzywny, które z powodu odsetek przekroczyły próg pół miliona dolarów. Na tym jednak nie koniec. Gibson od dawna unika blasków fleszy, lecz w 2020 r. w sieci pojawiło się ciekawe nagranie. Belle przekonywała, że "została adoptowana przez etiopską społeczność Melbourne", której przez lata pomagała jako wolontariuszka. Twierdziła, że lud Oromo nadał jej nawet nowe imię - Sabontu. Niestety, to znów nie była prawda, ponieważ zaprzeczają temu słowa prezesa Australijskiego Stowarzyszenia Społeczności Oromo w Wiktorii.
Belle Gibson nigdy nie była zarejestrowanym wolontariuszem, nie jest też członkiem społeczności i nie pracuje ze społecznością Oromo
- powiedział, cytowany przez ABC News Australia. Ta historia jest o tyle przykra, że wielu ludzi zaufało Belle Gibson, powierzając jej nie tylko własne pieniądze, ale również i zdrowie. Chorzy korzystali z jej rad, rezygnując przy tym z leków oraz zabiegów, od których niekiedy zależało ich życie.