Pałac Kultury i Nauki nie zawsze cieszył się sympatią Polaków. Do dziś niektórzy mają raczej negatywne zdanie o tym budynku górującym nad Warszawą. Inni z kolei cenią jego rolę w historii kraju, a jeszcze kolejna grupa przechodzi obok niego zupełnie obojętnie, traktując go po prostu jako jeden z elementów krajobrazu stolicy. Zdaniem "Der Spiegel" budowla ta stała się "symbolem pewnego siebie miasta i najbardziej cool monumentem Europy".
Zgodnie z informacjami opublikowanymi na oficjalnej stronie Pałacu Kultury i Nauki, omawiany budynek został udostępniony społeczeństwu 21 lipca 1955 roku. Pomysłodawcą jego budowy był Józef Stalin, a gmach miał być darem narodów radzieckich dla narodu polskiego. Do listopada 1956 roku w nazwie Pałacu widniało zresztą imię jego patrona - Stalina. Na związek ten zwróciła też uwagę Nadia Pantel w swoim artykule opublikowanym w "Der Spiegel", na który powołuje się portal Deutsche Welle.
Gdy w 1952 r. rozpoczęto budowę [Pałacu Kultury i Nauki - przyp. red.], domy i ulice miasta były całkowicie zniszczone po okupacji niemieckiej. Pośrodku pustyni gruzu i pyłu wzniesiono wieżę, którą niektórzy do dziś opisują jako gigantyczny środkowy palec. Gest imperialnej wyższości, tak zwany dar przyjaźni – od samego sowieckiego władcy Józefa Stalina
- stwierdza dziennikarka. Podkreśla także, że w momencie zakończenia budowy pałac był ósmym najwyższym budynkiem na świecie. Jednocześnie zastanawia się nad sprzecznością między nienawiścią do Stalina a powszechnym wykorzystywaniem PKiN jako symbolu Warszawy, łącznie z nadrukami na pocztówkach, kubkach, a nawet skarpetkach. Na wątpliwości te jednak zaraz odpowiada.
Pantel powołuje się przy tym na dyrektora Pałacu Młodzieży Bartłomieja Krynickiego, który oprowadzał ją po budynku. Krynicki przekonuje, że dla wielu rodzin PKiN był domem od pokoleń i już dawno zerwane zostały symboliczne więzi, które łączyły go z Moskwą. Można to zauważyć również w szerszej skali. Niemiecka dziennikarka zauważa, że po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach w 2015 roku PKiN stał się "punktem centralnym" dla opozycji. To tu odbywały się m.in. protesty kobiet po zaostrzeniu prawa aborcyjnego. W ogólnym ujęciu Pantel sprowadza zmianę w podejściu Polaków do warszawskiego gmachu do trzech punktów.
Po pierwsze, wysadzenie go w powietrze byłoby kosztowne. Po drugie, większość mieszkańców miasta nie pamięta już Warszawy bez pałacu. A po trzecie, czyż nie jest po prostu piękny? Polski Empire State Building
- podsumowuje dziennikarka.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.