"Milionerzy" to teleturniej, w którym można wygrać naprawdę ogromne pieniądze. Nie jest jednak tajemnicą, że trudno się do niego dostać, a już tym bardziej usiąść na fotelu przed Hubertem Urbańskim. Mimo wszystko warto spróbować. Pewien TikToker jest obecnie uczestnikiem produkcji. Opowiedział, jak cały proces wygląda od środka.
"Milionerzy" to uwielbiany przez polskich widzów teleturniej emitowany na antenie TVN już od 1999 roku. Choć pytania najczęściej bywają trudne, to już sama selekcja uczestników nie jest prosta. Mimo wszystko co roku zgłasza się sporo osób, a jeszcze więcej ogląda ich zmagania przed telewizorami. Co jakiś czas byli uczestnicy uchylają rąbka tajemnicy, jak dokładnie wygląda udział w programie. Niedawno na ten temat wypowiedział się TikToker @skwirczynski. Po zaledwie trzech tygodniach od wysłania formularza dostał odpowiedź telefoniczną, że zakwalifikował się do kolejnego etapu, czyli telefonicznego castingu. To jednak dopiero początek. Okazuje się bowiem, że cały proces nie należy do najłatwiejszych, ale zdaniem mężczyzny naprawdę warto. Nawet jeśli nie uda nam się wygrać. Wspominał również o tym, na co przeznaczyłby otrzymane pieniądze. Przede wszystkim chciałby zainwestować w swój kanał.
Jak dokładnie wygląda casting telefoniczny? Zdaniem Skwirczyńskiego atmosfera jest naprawdę przyjemna. Wystarczy, że przygotujemy zawczasu parę słów o sobie.
Na początku jest taka dziesięciominutowa rozmowa przez kamerkę o życiu i waszych zainteresowaniach, ale też wydaje mi się po to, aby was rozluźnić przed kolejną częścią.
- zdradził twórca internetowy w swoich social mediach. Kolejny etap jest znacznie trudniejszy. To aż godzinny sprawdzian z wiedzy ogólnej.
Te pytania możecie mieć o wszystko. Ja miałem tak: o geografię, o historię, o sztukę, o medycynę, o biologię, o astronomię... w sumie tak jak w 'Milionerach' o wszystko, o co można się zapytać, tylko z tą różnicą, że nie ma proponowanych odpowiedzi. Musicie albo znać odpowiedź, albo jej nie znać, albo... pokombinować.
- mówił dalej. Trzeba przyznać, że brzmi to naprawdę skomplikowanie. Jeśli jednak mamy sporą wiedzę, warto się skusić. Odpowiedź zwrotną mężczyzna dostał po kilku miesiącach. Okazało się, że udało mu się zakwalifikować do programu. Teraz zachęca innych.
Jest o tyle fajnie, że stacja zwraca wam koszty dojazdu. Nawet jeśli nic nie wygracie, to sam wyjazd nie jest inwestycją, bo macie hotel, śniadanie, obiad i macie koszty dojazdu pociągiem, albo samochodem. Więc, jak już mówiłem, naprawdę polecam wam się zgłosić.
- podsumował. Dodał również, że już na dwa tygodnie przed wejściem na plan musiał zdecydować, kogo zabierze ze sobą na widownię, a kto będzie jego telefonicznym przyjacielem, do którego będzie mógł zadzwonić po pomoc.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.